Dzisiaj już może nie aż tak obszernie bo wycieczka krótsza ale coś tam napiszę

Tak jak zaplanowaliśmy (po małej korekcie) czyli jedziemy na podkarpacie autem zabierając Seniora na jego ojcowiznę a Velorex na przyczepie.
Wyjazd w piątek, na miejscu w okolicy Kolbuszowej tego samego dnia ok godziny 22. Niestety temperatura w cieniu o 21,45 wynosiła 27 stopni.
Sobota rekonesans po okolicy i rodzinie. Niedziela - kościół,grill, te sprawy...
Ruszamy!!!
Jest poniedziałek 14 sierpnia, godzina 8:30. Po drodze zajeżdżamy do Rzeszowa żeby zrobić sobie fotkę z pomnikiem "pipy" i lecimy dalej. Velorex autostradą idzie jak zły. Około 10 z hakiem jesteśmy w Korczowej przed przejściem granicznym z Ukrainą. A że z tej dokładnie miejscowości pochodzi moja mama to kawka u rodzinki nie zawadzi przed przygodą

Dokładnie w południe meldujemy się przed przejściem granicznym i patrzymy że kolejka się ok 2 kilometrów zanim wjedzie się do celników. Mając w głowie informację że motocykle bez kolejki to lewy pas (prawy stały busy, środkowy osobówki, lewy był dla autobusów) bo był wolny i jazda do przodu. Obie kolejki kończyły (a w zasadzie zaczynały) się na światła gdzie wszyscy mieli czerwone. Autobusu w kolejce nie było żadnego więc stanąłem na pierwszej pozycji, ręczny zaciagniety i idę do żołnierza. Wymiana uprzejmości i pytanie czy to prawda że motocykle bez kolejki? On dużo mniej uprzejmie pyta czy motocykle to jakieś inne pojazdy są, ja mu na to że tylko pytam bo tak słyszałem i czytałem, on znów to samo ale jeszcze mniej uprzejmie, ja grzecznie dalej swoje że tak słyszałem, on... że jak się wpierdzielają i przeciskają to jadą bez kolejki ale powinny stać. Ja wtedy patrzę na velorexa w pełnym słońcu i upale, kolejka długa, wstecznego nie mam, jak tu wrócić???
Nagle podjeżdża autobus któremu blokuje przejazd więc żegnam się z żołnierzem i biegnę do velorexa żeby przepuścić autobus. Z lewej bariera energochłonna...to zepchnąłem velorexa na prawo przed pierwszy samochód w kolejce...i czekam co sie bedzie działo. A że przed chwilą wszyscy z kolejki widzieli jak rozmawiałem z kumplem żołnierzem który nie przegonił a zapewne nawet kazał mi tan stanąć to nikt nie protestował i w ten o to sposób omijając długą kolejkę wjechałem na Ukrainę

Pierwszy cel to Lwów. Jazda do Lwowa to mijanie niezliczonej liczby stacji benzynowych. Ktoś kto pisał na róznych forach że drogo do Lwowa jest idealna a wszędzie dalej to tragedia...żyje w błędzie. Ta droga już zdążyła się wysłużyć (ale oczywiście tragedii nie ma) a na całej naszej dalszej trasie było tylko kilka małych odcinków kiepskiej drogi z czego pozostała część to drogi nowe.
Do Lwowa dojeżdżamy ok 16-17, dokładnie nie pamietam tym bardziej że czas tam jest o godzinę przestawiony... Zwracam tylko dlatego na tę godzinę uwagę że korki sie porobiły i trudno było przejechać. No ciekawostką na dojeździe do centrum było to że zjeżdżając velorexem trochę na środek jezdni lewym kołem przejechałem przez szynę tramwajową i potem nie mogłem wrócić na swój pas bo szyna zaczeła wystawać (z powodu kolein w bruku) i opona mi się ślizgała

W centrum nawigacja zwariowała i zaczeła nas prowadzić bo uliczkach na starówce. Na skrzyżowaniach auta jeżdżą jak w Indiach

ale z dużą kulturą. W mega korku wpadł mi szatański pomysł żeby przepchnąć velorexa przez plac przed operą Lwowską i znaleźć się tam gdzie chcieliśmy. Zaparkowałem, sprawdziłem czy z drugiej strony nie ma schodów i powolutku przepchneliśmy na drugą stronę

Hotel bardzo przyjemny, Niestety parking niestrzeżony ale kamera jest. Wieczorem na miasto, rynek knajpa "Prawda" (od Polaków spotkanych kilka minut wcześniej dowiedzieliśmy się żeby nie zamawiać tam steka bo jest tak duży że we trzech nie mogli go zjeść), pan kelner poleca żeberka grillowane w miodzie, po piwku i ????????? Kelner przynosi 1kg żeberek czyli caly pas żeberek taki jak można spotkać w sklepie mięsnym. Dobrze że żona stwierdziła że nie jest głodna i nie zamówiła jedzenia. We dwoje tak sie objedliśmy tymi przepysznymi żeberkami że trudno było wrócić do hotelu.
Wtorek.
W Polsce świeto Matki Boskie Zielnej więc udajemy się do Polskiej Bazyliki, gdzie wcześniej kupilismy od starszej pani bukiecik zbóż. Rekonesans po mieście, pomnik Mickiewicza, stare Wołgi. Zagładamy też na podwórka kamienic żeby zobaczyc jak tam jest. Wracamy pieszi przez cmentarz Łyczakowski ktory Polskimi nazwiskami robi potęzne wrażenie.
Środa.
Zanoszę bety do velorexa a tu... Cały velorex splądrowany. CAŁY!!! Nawet pod siedzeniem. Wszystkie oczka zamykające przednią maskę pootwierane, aż się biję podnieść.Podnoszę< wszystko jest. Nie zabrali śpiworów, karimaty, namiotu, kutki czy kuchenki gazowej ani materaca ale za to UKRADLI nam 3 śrubokręty, trójnik do gniazda zapalniczki i (najbardziej nam żal bo jeździł z nami wszędzie) Misia Podróżnika który siedział na lusterku

Psy szczekają, karawana jedzie dalej...
Kierunek obrany na Tarnopol, gdzieś tam znów nawigacja nas na rynek wpeirdzieliła, szybka fota nad jakimś zbiornikiem wodnym i jazda dalej. Kierunek Chmielnicki. Po drodze obiad w barze przy drodze.
Trzy zdziwienia:
- pierwsze że jest coś takiego jak kawa amerikana...
- drugie że 15 pierogów może kosztować na złotówki 2 złote i 88 groszy
- trzecie że można zjeść nawet pierogi z wątróbką w środku i są bardzo dobre
W miedzy czasie podjechała policja, zaparkowała koło velorexa, poptrzyli i poszli coś zjeść.
Z Chmielnickiego kierunek na Kamieniec Podolski a stamtąd na miejscowość Uście nad samym Dniestrem. Przeczytałem że z tej miejscowości przepływa prom na drugą stronę Dniestru i tam jest już około 50 km do Mołdawii. Zajeżdżamy, piekne klify, hotel wcale nie drogi (500 hrywien za noc dla dwóch osób) ale se myślę może w namiocie skoro taka natura na około... w sklepie dowadujemy się że jest tzw "stara baza" i tam za 100 hrywien możemy sie rozbić. Stara baza to piekny kurort na Dniestrem ale za czasów Związku Radzieckiego. Pozostały tylko zarysy tego piękna i pani która pilnowała terenu oraz kilku turystów. Krótkie pytanie o której odpływa prom, pani mi na to że promu nie ma, ja do niej -a gdzie jest? ona że zabrali, ja... a kiedy? ona...że na wiosnę

Rano około 6 budzi nas napierdalanie szkłem o metal. Pani dozorca opróżniała kosze na śmieci i wrzucała butelki na przyczepę od ciągnika. Szybkie śniadanie, zdjęcie wschodzącego słońca nad Dniestrem, powrót przez Kamieniec Podolski i lecimy okrężną drogą w stronę Mołdawii. Gdzieś tam po drodze przejeżdżamy przez most i w koncu jesteśmy po drugiej stronie Dniestru. Ciekawostką jest to że najbiedniejsze zabudowania na naszej trasie to zauważyliśmy i póxniej znów do nich wrócimy to były tylko przy Polskiej granicy. My ciągle myśleliśmy że przy Rumunii i Mołdawii będzie bieda. Nic bardziej mylnego...wszystkie domy murowane i zadbane. Oczywiście już gdzieś przed Chmielnickim pewna pani na stacji benzynowej powiedziała nam że w tę stronę co jedziemy to jest ciepło a z tej strony co przyjechaliśmy jest zimno. Upał jest taki że trudno wytrzymać tym bardziej że velorex jeszcze dodatkowo nas grzeje. Tankujemy tylko na na najdroższych stacjach gdzie jest klimatyzowane pomieszczenie i czysty kibelek

Paliwo w związku z tym w przeliczeniu kosztuje 4,13 gdzie na innej stacji mozna kupić to samo plaiwo za 3,56 ale stwierdziłem że nie ma co żałować

Co jakiś czas pojawiają sie studnie przy drogach gdzie nawet jest kubek i mozna sie napić zimnej wody. Na kilometr przed Mołdawią zaskakuje nast ubikacja na stacji benzynowej bo jeszcze stanowisko narciarza i wszystko wyświecone że jeść prawie można. Podjeżdżamy do granicy...pusto

ale i tak trudno wjechać bo wszyscy się zbiegli z obsługi przejścia granicznego i zdjęcie wspólne, i zdjęcie pojedynczo, i po dwóch...

Co najciekawsze nikt nic mi nie mówi że ja też robię zdjęcia i to również im

W końcu udaje się wjechać (plan jest taki że wjeżdżamy jednym przejściem do Mołdawii i 50 km dalej wyjeżdżamy innym przejście z Mołdawii) przed nami miasteczko Bryczany. Jakiś plac, tam oczywiście jeszcze Lenin

, równiutko pomalowany krawężniki i drzewa przy drodze, jakieś wielkie "kamienne obrazy" upamietniające minioną epokę. Moje spostrzeżenie to takie że Związek Radziecki się rozpadł i na Ukrainie powoli ale idą do przodu a w Mołdawii czekają chyba aż wróci. Gdzieś czytałem że są bardzo gościnni. I to nas przeraziło, właśnie ta ich gościnność. Gdyby mieli karabiny to by strzelali z radości w powietrze na widok velorexa. Wyprzedzali z prawej, z lewej, wyskakikwali z auta, zatrzymywali nas... żeby zobaczyć velorexa. To nas tak zniechęciło że na całym 50-cio kilometrowym odcinku od granicy do granicy nie wysiedlismy ani na moment (oprócz zdjęcia z Leninem). Niestety wyjazd z Mołdawii jeszcze mnie utwierdził we wcześniejszym przekonaniu o minionym ustroju. Nauczony na poprzedniej granicy że zdjęcia mozna robić wszędzie i wszystkim już na terminalu granicznym zrobiłem zdjęcie napisu Mołdawia na budynku. Ktoś to zauważył i zaczeła się draka. Chcieli mi zabrać telefo, ja nie chciałem oddać, więc zawołali oficera...ten kazał usunąć zdjęcie i pokazać że usunąłem ale jak zobaczył Velorexa to stwierdził że jak on będzie mógł zdiełat fotu mojej maszynie to nie budu musiał kasować fotu. I tym sposobem problem został zażegnany

Wjeżdżamy na Ukrainę z powrotem. Nigdy wcześniej nie myślałem że będę się cieszył że wjeżdżam na Ukrainę. Można powiedzieć że na Ukrainie czułem się jak u siebie
Cdn...