Wystartowałem w piątek około 7 rano. Miałem nie śpieszyć się, bo Krzysztof po nocy , miał zamiar spać do ok. 14.
Na wysokości Zjazdu na Jaworzno, był pierwszy karambol. Na godzinę zatrzymano ruch. Za Katowicami spotkałem Mirka , kolegę Boomaz którym był w Silverado. Za Wrocławiem zjechałem z autostrady na Milicz, Krotoszyn. Pękła śruba adaptera od lusterka, na tyle szczęśliwie, że zdążyłem się zatrzymać i zdemontować urwane lusterko. Dokręciłem na połowie śruby i jakoś się jechało. W Jarocinie zatrzymałem się w sklepie motoryzacyjnym. Nie mieli adaptera, ale po spawarkę chcieli lecieć. Jadąc przez Jarocin , mijałem 3 nieznane wcześniej Trajki. Około 14.30 wylądowałem u Krzysztofa.Wyruszyliśmy na północ, ale niestety nie tą
.
Po drodze lody w Żninie. Oni jeszcze ich nie jedli!!!
W Bydgoszczy wyboru dokonałem ja i polecieliśmy na Koszalin. Krzysztof twierdził, że Koszalin jest nad morzem.Uwierzyłem mu!!!
W Koszalinie byliśmy po 20. Na stacji benzynowej poinformowała nas miła Pani,że Najbliżej mamy Mielno z piaskiem i słoną wodą. Udało się . Było jeszcze widno.
Wystartowaliśmy w drogę , w poszukiwaniu noclegu i jedzenia. Głodni okrutnie. Pozamykane po drodze o tej porze wszystko. Żona Krzysztofa , Agnieszka,była najbardziej głodna i wymrożona. Z tego głodu Ona i ja wspominaliśmy,że w Białym Borze i okolicach, było dużo jedzenia. Ja pamiętałem,że za Orlenem, były noclegi. Dotarliśmy przed 22. Noclegi były. Miła właścicielka wpuściła nas. Ale jedzenie znikło!!!
Zostały nam zapiekanki na Orlenie. Hot dogów nie było, bo był przed nami autobus.
Padliśmy.
Rano obudziłem ich po 7. W tej samej noclegowni spał chłopak z Krakowa, też na moto przyjechał. Po śniadaniu na Orlenie, pojechaliśmy do Jastrowia , oglądać metalowy most.
Ciekawe, czy największy helikopter transportowy mógłby go wyciągnąć z tego lasu?
Z Jastrowia 11 - ką na Poznań.
Po odstawieniu Agnieszki z tobołami, Krzysztof wyprowadził mnie na trasę. Pierwszy deszcz złapał mnie na wysokości Ostrzeszowa, akurat pech chciał,że na odcinku, gdzie 11 przeradza się w S 11 i nie ma możliwości ucieczki. Następna ulewa dopadła mnie w Kępnie. Za Kępnem przeczekałem na stacji benzynowej w Baranowie. Zadzwoniłem do Booma, czy 11 od Olesna jest już przejezdna i jak pogoda na Śląsku. 11 przejezdna, ale informacje o pogodzie nie były pocieszające.
Gdy trochę nalżało wystartowałem dalej. W międzyczasie zadzwonił Boom ,że pogoda się klaruje i to była wiadomość która dodała mi skrzydeł.
Od Baranowa do prawie Olesna lało non stop. W oleśnie już było ok. I już było poęknie, ale za Olesnem wypadek. Straż pożarna zamyka drogę na dwie godziny. Auta uciekają w lewo . Ja za nimi. Po chwili koniec drogi i zaczyna się las. No to ja za nimi. BAGNO!
Kierowca z naprzeciwka jadący, popatrzył z politowaniem i poinformował,że ledwo przejechał, żebym nie ryzykował.
Przejechało dwóch chłopaków na crosach i pokazali drogę szerszą . Po rozładowaniu korka w lesie! Wystartowałem za trzema motorami we wskazaną drogę. PrzeBAGNO!!!
Błoto miałem nawet pod kaskiem. Dojechałem do 11 za miejscem wypadku. Pokazało się słońce. Schnąłem
, ale wolałbym,żeby łało, taki byłem ufajdany.
Szkoda,że nie zrobiłem zdjęć, ale nie miałem do tego głowy. W Tarnowskich Górach zjechałem na stacje. W trakcie tankowania zauważyłe,że ulatnia się gaz. Kurwa. Poczekałem,aż ostygnie silnik i na myjke.
Z Tarnowskich Gór jechałem 94 na Olkusz. Nie chciałem autostradą, nie wiedziałem co z tym wyciekiem może się przydażyć.
W domu byłem o 20.30.
Trasa
Kraków - Nagradowice - Mielno - Nagradowice
https://goo.gl/maps/FQ6LkheJetB2
Nagradowice - DOM
https://goo.gl/maps/HEs51bbR1tQ2
Zdjęcia zapodam później.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.