SAM_1780.JPG
Wyjechaliśmy już w środę, żeby ze spokojem dojechać. Żadnego ścisłego planu, tylko "szkic". Pierwszy nocleg zaplanowaliśmy u znajomej koło Rzeszowa i na to miejsce kierowała nas nawigacja. Nasza podróż mogła się skończyć już po niecałych 100km, gdzie spotkaliśmy jadącego z naprzeciwka tira, który wyprzedzał rowerzystę na zakręcie. Skończyło się na szczęście tylko otarciem felgi o krawężnik. Zatrzymałem się, sprawdziłęm czy felga wizualnie cała, czy powietrze nie ucieka i pojechaliśmy dalej. Od połowy drogi było widać chmury burzowe, ale zaatakowały nas dopiero 30km przed osiągnięciem celu. Nie dało się jechać, więc zatrzymaliśmy sie w pierwszym lepszym miejscu. Był to sklep spożywczy, gdzie dano nam się przebrać na zapleczu i przeczekać ulewę. I tym sposobem przejechanie pierwszych 500km zajęło nam 12h. Znajoma prowadzi ośrodek jeździecki, przyjęła nas ciepłym posiłkiem, dachem nad głową i kominkiem przy którym mogliśmy wysuszyć ubrania. Przez noc zrobił się czwartek, moje dziewcze o 6 rano już siedziało w siodle, kiedy ja staczałem się z wyra.
SAM_1810.JPG
O 7 rano też siedziało na w siodle,kiedy ja jechałem z obcą kobietą na zakupy. O 8 rano też siedziało na koniu, kiedy ja jadłem śniadanie przygotowane przez dziewczyny które tam obozowały. W końcu i Aga spożyła, spakowaliśmy się i pojechaliśmy dalej. Kolejny przystanek - Cisna. Podczas szukania pola namiotowego znaleźliśmy, a właściwie to oni nas - parę motocyklistów z Łodzi. Pole też znaleźliśmy, ale najbardziej zależało nam na trafieniu do Siekierezady.
SAM_2025.JPG
Polecam "placki po bieszcadzku" właśnie tam, jedliśmy w różnych miejscach, ale tam są najlepsze i chuj. A potem tylko piwo. Zmieniło się w tej Siekierezadzie. O 2 już zamykają i ani minuty dłużej, piwo w plastik i wypierdalaj. Zrobił się piątek. Rano pakowanie i na umówione spotkanie z motocyklistami poznanymi dnia poprzedniego. Tak jak my jechali do Ustrzyk i tak jak my chcieli odwiedzić Przystań Motocyklową w Czarnej.
SAM_2049.JPG
Przystań - miejsce zajebiste. Wpadasz motongiem, po chwili wszyscy którzy tam są stają się Twoimi znajomymi. Kawa, herbata, prysznic, umywalka, kibelek, kawałek cienia, warsztat, narzędzia, porada... wszystko co potrtzebujesz. Jak sięodwdzięczasz? Słoik jest, wrzucasz ile uważasz. Tak po prostu, normalnie.
SAM_2051.JPG
Skorzystałem z dobrodziejstw warsztatowych, obejrzałem moto, podniosłem na podnośniku, sprawdziłęm czy nie pojawiły się luzy na piastach (jakoś tego szczególnie się boję) i pojechaliśmy do Ustrzyk. W Ustrzykach na zlocie byliśmy jednymi z pierwszych gości, więc korzystając z promocji rozbiliśmy namiot w cieniu i zarezerwowaliśmy miejsce dla reszty, która miała przybyć. Niestety park maszyn był osobno, ale.. kiedy zrobiło się 5 trajek z namiotami obok siebie, to Piratesi podeszli i stwierdzili że na placu mało miejsca, a my jesteśmy wyjątkową ekipą więc możemy zostawić trajki przy namiotach. No i już było fajnie.
SAM_2078.JPG
Było by całkiem zajebiście, ale pojawił się bombel. Na lakierze zbiornika i wydostawało się z niego paliwo. Ale to w sumie pryszcz nie mający wpływu na to że było tam zajebiście. Rozmowy, dyskusje, do tego koncerty - między innymi Śląska Grupa Bluesowa, Kasa Chorych.
SAM_2094.JPG
No i tak zastała nas sobota. Rano o 12 parada, na którą większość z przybyłych na trajach postanowiła pojechać. Ja z Agą na paradę nie pojechaliśmy, ustaliliśmy że wyjedziemy około godziny po paradzie kierując się na Przysłup, gdzie trwał już Bies Czad Blues, ale po drodze chcieliśmy odwiedzić zaporę solińską. W solinie... korek, ogromny korek w którym spotykaliśmy jeszcze resztki parady, która włąśnie tam się rozsypała. Ruszanie pod górę, hamulec, puszczenie sprzęgła, 10m, hamulec. Cały czas pod górę. Do tego upał. Zacząłem się martwić o silnik, a zaczęło się od tego wszystkiego ślizgać sprzęgło. W końcu po wjechaniu na górę postój. Przestudzimy i zobaczymy. No i faktycznie, po przestudzeniu okazało się, że sprzęgło działa. Za to hamulec jaby mniej... Ruszyliśmy w stronę Przysłupia na koncert, ale z hamulcem coraz gorzej. Zatrzymałem się i widzę, że felga mokra, opona też... no tak, pewnie uszczelniacz w półosi poleciał i olej trafił do bębna hamulcowego. Czyli zmiana planów, jedziemy do Przystani Motocyklowej, tam jest warsztat i coś się zaradzi. Pojechaliśmy do przystani, hamulec po drodze stał się całkiem symboliczny. Szybkie oględziny na miejscu i okazało się, że to nie olej z uszczelniacza, tylko płyn hamulcowy. Zestaw kluczy w Przystani kończył się na 34, a potrzebny był 36. Do tego nikłe szanse na znalezienie w sobotę wieczorem albo w niedzielę jakiegoś cylinderka hamulcowego w okolicy.
Zdjęcie-0003.jpg
Decyzja - nocleg w Przystani a rano laweta od ubezpieczyciela i przwiezienie maszyny do najblizszego punktu gdzie jest perspektywa naprawy, czyli do Bunia. Jak się okazało, pobyt w Przystani Motocyklowej był kolejnym mile spędzonym w sympatycznym towarzystwie. Było ognisko, gitara, gwiazdy, perseidy... nawet lunetę wyciągnąłem i wspólnie obserwowaliśmy bieszczadzkie niebo. W niedzielę rano laweta przewiozła nas do Bunia, gdzie zostaliśmy nakarmieni i kolejna próba naprawy.
Zdjęcie-0008.jpg
Niestety, naprawa lub zdobycie sprawnego cylinderka hamulcowego okazało się czymś nierealnym, ale pojawiło się inne rozwiązanie. Bunio zaślepił niesprawną stronę hamulcowania i mieliśmy jakiś spowalniacz, który pozwolił nam względnie ostrożnie dojechać do Windy. U Windy zastał nas już późny wieczór, więc piwko, pogawędki, gwiazdy, luneta... i się zrobiła 3 w nocy. W poniedziałek rano Winda zaatakował temat. Chwila moment i cylinderek z jego traji trafił do mojej.
SAM_2150.JPG
Ale hamulca jak nie było tak nie było, czasem trochę hamowało, czasem trochę mniej, za chwilę wcale. "pompuj" "trzymaj" i tak w kółko odpowietrzanie, kombinowanie, w płynię bąbelki, piana i tak w kółko. Jak odpowietrzyliśmy jedną stronę to druga się zapowietrzała. Grubo po południu zadzwoniłem do Kato, który znalazł proste wyjaśnienie. Na tej górce na Solinie zagotowałem płyn hamulcowy, płyn po zagotowaniu robi się czarny i agresywny, i to mogło uszkodzić uszczelniacze w cylinderku i pompie. Faktycznie, płyn był czarny a pompa była uszkodzona i to ona zapowietrzała układ. Windy pompa nie pasowała do mojego serwa, serwo nie pasowało do traji, traja nie pasowała do... pojawił się nawet pomysł, że szybciej by było po prostu mój silnik przeszczepić do windolotu. Ale Winda się zaparł, bo ja już miałem pomału dosyć. Cięcie, spawanie, wiercenie, szlifowanie i maszyna uruchomiona. Ale znowu zrobił się wieczór. Do domu wystartowaliśmy we wtorek rano. Hamulce działają lepiej niż przed wyjazdem 
Gdyby 3km przed domem nie zabrakło mi paliwa i nie opalił bym sobie mordy od połowy czoła, to mógłbym powiedzieć że powrót był idealny.
SAM_2197.JPG
Podsumowując: jechaliśmy na koncert na który nie trafiliśmy, wróciliśmy 2 dni później niż planowaliśmy, ale się cieszę. Mam co opowiadać, zwiedziłem więcej niż chciałem, spotkałem więcej ludzi niż planowałem, aleprzede wszystkim po raz kolejny przekonałem się, że te całe środowisko motocyklowe w którym mam przyjemność się obracać, nigdy nie zawiedzie, a zwłaszcza nasi forumowicze, którzy jak dobrze się rozejrzeć są w kazdym punkcie kraju. Jeszcze raz wielkie podziękowania dla Windy i Bunia za pomoc oraz dla ich żon za gościnę i cierpliwość. No i oczywiście za towarzystwo, rozmowy, wsparcie.
Cieszę się, że Was znam.