Bieszczady
: 08 wrz 2017, 08:31
Kilka tygodni temu wybralismy się z Szewciem i dziewczynami w Bieszczady. Znaczy Szefcio z dziewczyną a ja z żoną.
Piątkowy dojazd do Wołosatego pod znakiem upału. Na każdym postoju smarowałem nos grubą warstwą kremu. Nos mój , jako mocno wysunięta placówka, jest podatny na opaleniznę
Dotarliśmy mocnym wieczorem. Kolacja, piwko, rozmowy, spanie. W sobotę Towarzystwo wymyśliło sobie zdobycie Tarnicy. Niech zdobywają! Wolny kraj! Ja wybrałem bramkę numer 2 czyli samotna jazda po pętlach bieszczadzkich. Jeździło się nawet fajnie. Uwagę mą jednak zaczął przyciągać gęsty dym z okolic przełącznika kierunkowskazów. Na szczęście było to w drodze powrotnej do Wołosatego więc stwierdziłem że dokonam naprawy poprzez nie używanie świateł i kierunkowskazów.
Pod kwaterą szybka diagnostyka i naprawa. Okazało się iż kabel plusowy , w środku kierownicy, idący do kierunkowskazu na kierownicy, był łaskaw przetrzeć się i zwierać na masę. Połowe kabli potopiło w przełączniku. Wyrwanie wiązki z kierownicy, wycinanie spalonych kabli, sztukowanie nowymi i już po dwóch godzinach wszystko działało. Znaczy prawie wszystko bo przełącznik kierunkowskazów stopił się. Stwierdziłem jednak żebrak kierunków to żadna awaria. W tak zwanym "międzyczasie" moi turyści zeszli z gór więc już na dwie trajki ruszyliśmy na pętle bieszczadzkie. Wieczór to wiadomo. Powtórka z piątku. Niedzielny powrót to już mniej sprzyjające warunki pogodowe. Zimno a potem deszcz. Jak mówi stare indiańskie przysłowie : w słońcu to każdy ciul potrafi jechać
Zrobiłem ok. 950 km. Spalanie 7.5 litra. Dziękuję współtowarzyszom wyjazdu !
Piątkowy dojazd do Wołosatego pod znakiem upału. Na każdym postoju smarowałem nos grubą warstwą kremu. Nos mój , jako mocno wysunięta placówka, jest podatny na opaleniznę

Dotarliśmy mocnym wieczorem. Kolacja, piwko, rozmowy, spanie. W sobotę Towarzystwo wymyśliło sobie zdobycie Tarnicy. Niech zdobywają! Wolny kraj! Ja wybrałem bramkę numer 2 czyli samotna jazda po pętlach bieszczadzkich. Jeździło się nawet fajnie. Uwagę mą jednak zaczął przyciągać gęsty dym z okolic przełącznika kierunkowskazów. Na szczęście było to w drodze powrotnej do Wołosatego więc stwierdziłem że dokonam naprawy poprzez nie używanie świateł i kierunkowskazów.
Pod kwaterą szybka diagnostyka i naprawa. Okazało się iż kabel plusowy , w środku kierownicy, idący do kierunkowskazu na kierownicy, był łaskaw przetrzeć się i zwierać na masę. Połowe kabli potopiło w przełączniku. Wyrwanie wiązki z kierownicy, wycinanie spalonych kabli, sztukowanie nowymi i już po dwóch godzinach wszystko działało. Znaczy prawie wszystko bo przełącznik kierunkowskazów stopił się. Stwierdziłem jednak żebrak kierunków to żadna awaria. W tak zwanym "międzyczasie" moi turyści zeszli z gór więc już na dwie trajki ruszyliśmy na pętle bieszczadzkie. Wieczór to wiadomo. Powtórka z piątku. Niedzielny powrót to już mniej sprzyjające warunki pogodowe. Zimno a potem deszcz. Jak mówi stare indiańskie przysłowie : w słońcu to każdy ciul potrafi jechać

Zrobiłem ok. 950 km. Spalanie 7.5 litra. Dziękuję współtowarzyszom wyjazdu !
