moje początki motorowe
Regulamin forum
Tutaj zamieszczamy zdjęcia i opis swojej trajki.
Napisz jak budowałeś swoją maszynę, jakie wykorzystałeś podzespoły, jakie napotkałeś trudności, czy i kto Ci pomagał, co planujesz jeszcze zmienić itp. Mile widziany link do galerii zdjęć i filmów.
OPISY TYLKO JEŻÐŻĄCYCH TRAJEK
Wszelkie inne posty będą usuwane.
Tutaj zamieszczamy zdjęcia i opis swojej trajki.
Napisz jak budowałeś swoją maszynę, jakie wykorzystałeś podzespoły, jakie napotkałeś trudności, czy i kto Ci pomagał, co planujesz jeszcze zmienić itp. Mile widziany link do galerii zdjęć i filmów.
OPISY TYLKO JEŻÐŻĄCYCH TRAJEK
Wszelkie inne posty będą usuwane.
- seta
- Posty: 1320
- Rejestracja: 15 sty 2012, 13:40
- Krótki opis: Wieczna kombinacja ;-)
- Lokalizacja: Łosice
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Wszystko ładnie pięknie ale zostawiłeś tam Ewe?
- winda
- Secretary
- Posty: 14836
- Rejestracja: 25 kwie 2009, 18:31
- Lokalizacja: LUBLIN
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Dark historie te są spisane w formie książki ale to oddzielna historia
RÓBMY TO SZYBKO ZANIM DOTRZE DO NAS FAKT, ŻE TO
KOMPLETNIE BEZ SENSU
KOMPLETNIE BEZ SENSU
-
- Posty: 80
- Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Opis fotek-są to zdjecia ze zjazdów Harley-Davidson w Wolsztynie w 1973 i 1974 r.
Wolna jazda: odbywała sie na plaży, na zdjęciu z lewej jeździec na Sokole 1000 jakby wyciągniętym ze stodoły, w której został ukryty jeszcze przed wojną, właściciel zaś wyglądał, jakby go wypuszczono skądś, np z woja na przepustkę, co mu wcale nie przeszkodziło pokonać wszystkich na nowszych I wypasionych Harleyach ! wszyscy, którzy jeździli na dostępnych w tym czasie Harleyach (głównie WLA-42) i Sokołach 1000 uważają, że Sokół znacznie lepiej dawał sobie radę w trudnym terenie ! górą nasza technika !
Historyjkę o Sokole mojego Przyjaciela Zygmunta Juźwiaka gdzieś już zamieszczałem- teraz fotki dokumentujące drobne naprawy jak zdjęcie cylindra I szlif tegoż przy pomocy “glancpapieru” (powinno chyba być z niemiecka glasspapieru) i użył do tego imadełka, które każdy szanujący się motocyklista zawsze ma pod ręką
Imadełko to przykręcił do ramy Sokoła tuż pod zębatką kopniaka bo tam było dobre miejsce i szlifował obficie podlewając piwem swoją robotę !
Czeskie motorki Bomerland, czy jakoś tak stworzone na zlecenie bogatego młynarza, czy piekarza, bo tak on chciał ! zwane „jamnikami” przyjeżdżały do nas, a myśmy się dziwowali jak pieczołowicie koledzy je odtwarzali, włącznie z kolorami izolacji kabelków zgodnymi z oryginalną dokumentacją, pokazywali też „paszporty” ich motorów na podstawie których mogli do nas przyjeżdżać, a na „wrogi” wówczas Zachód to już nie !
Na fotkach jest też Krzysiek Fisher twórca chopperów na swoim nowym 4-ro kołowcu z dyfrem chyba od Junaka towarowego, niestety na sznurku po kolizji z Komarem (takim pierdopedem ).
Jest też Munch Mamut (pisownia nieoryginalna) z silnikiem od sportowego autna NSU 1200 TTS, o mocy ponad 100 KM- była to w tym czasie bestia, której niewiele motorków było w stanie dorównać.
Wolna jazda: odbywała sie na plaży, na zdjęciu z lewej jeździec na Sokole 1000 jakby wyciągniętym ze stodoły, w której został ukryty jeszcze przed wojną, właściciel zaś wyglądał, jakby go wypuszczono skądś, np z woja na przepustkę, co mu wcale nie przeszkodziło pokonać wszystkich na nowszych I wypasionych Harleyach ! wszyscy, którzy jeździli na dostępnych w tym czasie Harleyach (głównie WLA-42) i Sokołach 1000 uważają, że Sokół znacznie lepiej dawał sobie radę w trudnym terenie ! górą nasza technika !
Historyjkę o Sokole mojego Przyjaciela Zygmunta Juźwiaka gdzieś już zamieszczałem- teraz fotki dokumentujące drobne naprawy jak zdjęcie cylindra I szlif tegoż przy pomocy “glancpapieru” (powinno chyba być z niemiecka glasspapieru) i użył do tego imadełka, które każdy szanujący się motocyklista zawsze ma pod ręką
Imadełko to przykręcił do ramy Sokoła tuż pod zębatką kopniaka bo tam było dobre miejsce i szlifował obficie podlewając piwem swoją robotę !
Czeskie motorki Bomerland, czy jakoś tak stworzone na zlecenie bogatego młynarza, czy piekarza, bo tak on chciał ! zwane „jamnikami” przyjeżdżały do nas, a myśmy się dziwowali jak pieczołowicie koledzy je odtwarzali, włącznie z kolorami izolacji kabelków zgodnymi z oryginalną dokumentacją, pokazywali też „paszporty” ich motorów na podstawie których mogli do nas przyjeżdżać, a na „wrogi” wówczas Zachód to już nie !
Na fotkach jest też Krzysiek Fisher twórca chopperów na swoim nowym 4-ro kołowcu z dyfrem chyba od Junaka towarowego, niestety na sznurku po kolizji z Komarem (takim pierdopedem ).
Jest też Munch Mamut (pisownia nieoryginalna) z silnikiem od sportowego autna NSU 1200 TTS, o mocy ponad 100 KM- była to w tym czasie bestia, której niewiele motorków było w stanie dorównać.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- franky
- Member
- Posty: 2093
- Rejestracja: 26 gru 2015, 18:56
- Krótki opis: Trza być twardym jak gąbka
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Niesamowite. 1974. Ale się waliło w pieluchy. Winda wie gdzie książkę można zdobyć?
- sekuwawa
- Posty: 2011
- Rejestracja: 24 paź 2009, 09:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Kurde, ale o co chodzi, jak 3 koła z tyłu? Chociaż na Youtube można znaleźć junaka z dwoma silnikami.
- winda
- Secretary
- Posty: 14836
- Rejestracja: 25 kwie 2009, 18:31
- Lokalizacja: LUBLIN
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
a myslałem że my jesteśmy "jebnięci"
RÓBMY TO SZYBKO ZANIM DOTRZE DO NAS FAKT, ŻE TO
KOMPLETNIE BEZ SENSU
KOMPLETNIE BEZ SENSU
-
- Posty: 80
- Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
zamieniłem ją na nowszy, stały już model i jestem z nią od ponad 40 lat :
-
- Posty: 80
- Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
dzięki
a historyjek najprawdziwszych część dalsza:
Sobótka 1975
Było tak : spakowałem niezbędne rzeczy, pożegnałem się czule z małżonką, no bo przecież jadę sam, i pojechałem na drugi koniec miasta gdzie w domku rodziców parkował mój Sokół 1000 .
W garażu spędziłem jakąś godzinkę na przyczepianiu różnych tobołków i walizek, bo przecież do Wrocka kawał drogi i różne rzeczy mogą się przytrafić, aż tu nagle od roboty oderwał mnie telefon a w słuchawce radosny głos Mojego Szczęścia oznajmił krótko i na temat: jestem gotowa i jadę z tobą !(tutaj dygresja: moja małżonka do dziś wyobraża sobie zjazdy motocyklowe jako jedną wielką orgię gdzie jest pełno dzikich i spragnionych seksu samic i pewnie chciała skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością !)
No więc cóż miałem robić !
W drogę !
W podróży, jak to w podróży-raz grzeje słońce i jest bajecznie –wstążka szosy nawija się na
koła i życie jest piękne, a innym razem trochę pada, więc się opatulamy (szczególnie Ewa z braku ubioru motocyklowego ubrana w kombinezonie na narty!), potem stajemy w jakimś lasku pod Radomiem i suszymy ciuchy w sierpniowym słońcu które znowu dla nas świeci, a żona leczy swoją ważną część ciała poobijaną od kanapy rzęcha!
W taki oto sposób popołudniowa porą docieramy do Sobótki, a tam tradycyjne i niekończące się powitania dawno nie widzianych kumpli i dziesiątki „toastów” wprost z emaliowanych kubków (te chińskie z nierdzewki to wynalazek ostatnich lat -do dzisiaj zresztą czuję smak wódy z tychże kubków pitych przeze mnie jako niezliczone „karniaki” w Czersku wiele lat później!).
W jakiś czas później ,gdy już nastała noc udaliśmy się oboje do recepcji by witać nowo przybyłych gości.
Siedzieliśmy sobie spokojnie na barierce pawilonu recepcji, a opodal podjeżdżali kolejni delikwenci i rejestrowali swój pobyt, nagle jakiś czoperowiec ruszył spod budynku, a jakiś pawjan (piszę pawjan żeby nie obrażać małpy!) skoczył na sissy-bar jego Harleya, co spowodowało poderwanie przedniego koła rzęcha i utratę stateczności.
Siedzę sobie a tu nagle widzę pędzące na mnie koło motoru! Więc odruchowo zrobiłem fikołka w tył i wylądowałem plecami na betonie tarasu recepcji, Ewa nie miała tyle szczęścia-koło czopera dopadło ją nieco wyżej kolana i dziewczyna padła do tyłu jak ścięta-tak wielka była siła uderzenia!
Zaciągnąłem bidulę do namiotu, ktoś ją zbadał bo zachodziło podejrzenie wstrząsu mózgu, trzeba było stosować kompresy na fioletowe udo, a przede wszystkim poprzytulać i uspokajać, co tam pisać : byliśmy wówczas pół roku po ślubie !
Na szczęście skończyło się na strachu, przeżyliśmy paradę i inne zwyczajowe atrakcje Zjazdu.
Drogę powrotną do Lublina żona przebyła samochodem i nigdy już nie jeździliśmy razem dalej niż sto kilometrów od domu.
Krzysiek Adamiak listopad 2009
a historyjek najprawdziwszych część dalsza:
Sobótka 1975
Było tak : spakowałem niezbędne rzeczy, pożegnałem się czule z małżonką, no bo przecież jadę sam, i pojechałem na drugi koniec miasta gdzie w domku rodziców parkował mój Sokół 1000 .
W garażu spędziłem jakąś godzinkę na przyczepianiu różnych tobołków i walizek, bo przecież do Wrocka kawał drogi i różne rzeczy mogą się przytrafić, aż tu nagle od roboty oderwał mnie telefon a w słuchawce radosny głos Mojego Szczęścia oznajmił krótko i na temat: jestem gotowa i jadę z tobą !(tutaj dygresja: moja małżonka do dziś wyobraża sobie zjazdy motocyklowe jako jedną wielką orgię gdzie jest pełno dzikich i spragnionych seksu samic i pewnie chciała skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością !)
No więc cóż miałem robić !
W drogę !
W podróży, jak to w podróży-raz grzeje słońce i jest bajecznie –wstążka szosy nawija się na
koła i życie jest piękne, a innym razem trochę pada, więc się opatulamy (szczególnie Ewa z braku ubioru motocyklowego ubrana w kombinezonie na narty!), potem stajemy w jakimś lasku pod Radomiem i suszymy ciuchy w sierpniowym słońcu które znowu dla nas świeci, a żona leczy swoją ważną część ciała poobijaną od kanapy rzęcha!
W taki oto sposób popołudniowa porą docieramy do Sobótki, a tam tradycyjne i niekończące się powitania dawno nie widzianych kumpli i dziesiątki „toastów” wprost z emaliowanych kubków (te chińskie z nierdzewki to wynalazek ostatnich lat -do dzisiaj zresztą czuję smak wódy z tychże kubków pitych przeze mnie jako niezliczone „karniaki” w Czersku wiele lat później!).
W jakiś czas później ,gdy już nastała noc udaliśmy się oboje do recepcji by witać nowo przybyłych gości.
Siedzieliśmy sobie spokojnie na barierce pawilonu recepcji, a opodal podjeżdżali kolejni delikwenci i rejestrowali swój pobyt, nagle jakiś czoperowiec ruszył spod budynku, a jakiś pawjan (piszę pawjan żeby nie obrażać małpy!) skoczył na sissy-bar jego Harleya, co spowodowało poderwanie przedniego koła rzęcha i utratę stateczności.
Siedzę sobie a tu nagle widzę pędzące na mnie koło motoru! Więc odruchowo zrobiłem fikołka w tył i wylądowałem plecami na betonie tarasu recepcji, Ewa nie miała tyle szczęścia-koło czopera dopadło ją nieco wyżej kolana i dziewczyna padła do tyłu jak ścięta-tak wielka była siła uderzenia!
Zaciągnąłem bidulę do namiotu, ktoś ją zbadał bo zachodziło podejrzenie wstrząsu mózgu, trzeba było stosować kompresy na fioletowe udo, a przede wszystkim poprzytulać i uspokajać, co tam pisać : byliśmy wówczas pół roku po ślubie !
Na szczęście skończyło się na strachu, przeżyliśmy paradę i inne zwyczajowe atrakcje Zjazdu.
Drogę powrotną do Lublina żona przebyła samochodem i nigdy już nie jeździliśmy razem dalej niż sto kilometrów od domu.
Krzysiek Adamiak listopad 2009
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- winda
- Secretary
- Posty: 14836
- Rejestracja: 25 kwie 2009, 18:31
- Lokalizacja: LUBLIN
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
jak by jeszcze Twoja żona mogła podpowiedzieć gdzie się odbywają takie zloty o których bajki opowiada
RÓBMY TO SZYBKO ZANIM DOTRZE DO NAS FAKT, ŻE TO
KOMPLETNIE BEZ SENSU
KOMPLETNIE BEZ SENSU
-
- Posty: 80
- Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
ciąg dalszy gderania starego motocyklisty:
Poniatowa
W końcu po paru latach jazd na czyjeś imprezy postanowiliśmy zorganizować własny zjazd motocyklowy.
My, to znaczy Sekcja Starych Motocykli przy Automobilklubie Lubelskim.
Wybór padł na miejscowość słynącą z produkcji podzespołów do pralek czy innych urządzeń domowych , a może tak jak w starym dowcipie rodem z PRL-u: gość pracował w Radomiu czy jakoś tak w fabryce wózków dla dzieci, a że spodziewał się potomka, wynosił kawałek po kawałku swój produkt ,i jakież było jego zdumienie gdy jakby go nie zmontował to wychodził mu granatnik!
Mieliśmy jako organizatorzy potężne (chłe,chłe,chłe...) wsparcie A-klubu, ale jak to w życiu bywa jedni są od roboty, a inni od zbieranie śmietanki.
Po latach pamiętam niekończące się jazdy do Poniatowej, pertraktacje, żebraninę o żarcie dla zjazdowiczów, hotel, itd. Każdy kto organizował podobna imprę wie co mam na myśli!
Na szczęście paru gości z grona działaczy A-klubu okazało się w porządku i swoje działeczki wykonali porządnie.
Przez ostanie kilka dni przed Zjazdem nie dosypiałem i starałem się żeby nie było „kichy”(byłem prezesem naszej Sekcji i to ja zapraszałem kwiat polskiego harleyostwa!), te stresy zadziałały tak, że dzisiaj z samego Zjazdu niewiele pamiętam, pamiętam mój pojedynek na szosie z Adamem Mellerem (miał on wówczas bardzo szybka WL-kę z 4-biegową skrzynia od NSU), lecz na trasie do Kazimierza musiał uznać wyższość mojego Sokoła (ze splanowanymi o 4,5 mm głowicami i tłokami z Fiata 1800 ) !
Pamiętam też, że testowałem z powodzeniem prototyp motorka z silnikiem „Rodeo” przy którym pracowałem wcześniej w Zakładzie Doświadczalnym WSK w Świdniku.
Testy wypadły świetnie-tak dobrze, że osobiście zaświadczył o tym sierżant MO, który mnie dopadł pieszo jak już oddawałem moto mojemu byłemu przełożonemu a zarazem przyjacielowi z WSK.
Na szczęście dobrzy ludzie w osobie Adasia Medyny uratowali moje nieszczęsne dupsko przed widmem zsyłki na Sybir !
Jak wspomniałem działacze załatwili hotel robotniczy.......głównie dla siebie, tak, że Adam Meller (wydaje mi się, że ze swoją piękna połową) musiał nocować u naszego kolegi klubowego w Lublinie (ponad 40 kilosów od parku maszyn !).
Następną kichę zawodowi działacze zafundowali nam na wieczorku kończącym zjazd: był to teleturniej typu :co to jest karburator czy inne magdyno!
Tematy na tyle infantylne, że na moje szczęście, żebym nie musiał spalić się ze wstydu dzielna publika głównie harleyowa wygwizdała nieszczęsnego komisarza okazując swoją wolę WOLNYCH LUDZI odpornych na wszelkie próby ich sklasyfikowania i zaszufladkowania!
Od tej pory jeszcze bardziej nie mam szacunku dla różnych działaczy, punktacji, klasyfikacji drużynowych, mistrzostw zabytkowych motocykli itp. itd..
O atmosferze tamtych czasów świadczy wycinek z ówczesnego dziennika Kurier Lubelski poświęcony naszej imprezie, gdzie opisano socjalistyczne współzawodnictwo „drużyn” motocyklistów z różnych miast.
Zjazd się odbył, większych strat w ludziach i sprzęcie nie było, wspomnienia nie tylko moje pozostały o czym przypomniał mi Krzysiek Więckiewicz , jeden z nas -współautorów dzieła „Harley mój kumpel 2”.
Poniatowa
W końcu po paru latach jazd na czyjeś imprezy postanowiliśmy zorganizować własny zjazd motocyklowy.
My, to znaczy Sekcja Starych Motocykli przy Automobilklubie Lubelskim.
Wybór padł na miejscowość słynącą z produkcji podzespołów do pralek czy innych urządzeń domowych , a może tak jak w starym dowcipie rodem z PRL-u: gość pracował w Radomiu czy jakoś tak w fabryce wózków dla dzieci, a że spodziewał się potomka, wynosił kawałek po kawałku swój produkt ,i jakież było jego zdumienie gdy jakby go nie zmontował to wychodził mu granatnik!
Mieliśmy jako organizatorzy potężne (chłe,chłe,chłe...) wsparcie A-klubu, ale jak to w życiu bywa jedni są od roboty, a inni od zbieranie śmietanki.
Po latach pamiętam niekończące się jazdy do Poniatowej, pertraktacje, żebraninę o żarcie dla zjazdowiczów, hotel, itd. Każdy kto organizował podobna imprę wie co mam na myśli!
Na szczęście paru gości z grona działaczy A-klubu okazało się w porządku i swoje działeczki wykonali porządnie.
Przez ostanie kilka dni przed Zjazdem nie dosypiałem i starałem się żeby nie było „kichy”(byłem prezesem naszej Sekcji i to ja zapraszałem kwiat polskiego harleyostwa!), te stresy zadziałały tak, że dzisiaj z samego Zjazdu niewiele pamiętam, pamiętam mój pojedynek na szosie z Adamem Mellerem (miał on wówczas bardzo szybka WL-kę z 4-biegową skrzynia od NSU), lecz na trasie do Kazimierza musiał uznać wyższość mojego Sokoła (ze splanowanymi o 4,5 mm głowicami i tłokami z Fiata 1800 ) !
Pamiętam też, że testowałem z powodzeniem prototyp motorka z silnikiem „Rodeo” przy którym pracowałem wcześniej w Zakładzie Doświadczalnym WSK w Świdniku.
Testy wypadły świetnie-tak dobrze, że osobiście zaświadczył o tym sierżant MO, który mnie dopadł pieszo jak już oddawałem moto mojemu byłemu przełożonemu a zarazem przyjacielowi z WSK.
Na szczęście dobrzy ludzie w osobie Adasia Medyny uratowali moje nieszczęsne dupsko przed widmem zsyłki na Sybir !
Jak wspomniałem działacze załatwili hotel robotniczy.......głównie dla siebie, tak, że Adam Meller (wydaje mi się, że ze swoją piękna połową) musiał nocować u naszego kolegi klubowego w Lublinie (ponad 40 kilosów od parku maszyn !).
Następną kichę zawodowi działacze zafundowali nam na wieczorku kończącym zjazd: był to teleturniej typu :co to jest karburator czy inne magdyno!
Tematy na tyle infantylne, że na moje szczęście, żebym nie musiał spalić się ze wstydu dzielna publika głównie harleyowa wygwizdała nieszczęsnego komisarza okazując swoją wolę WOLNYCH LUDZI odpornych na wszelkie próby ich sklasyfikowania i zaszufladkowania!
Od tej pory jeszcze bardziej nie mam szacunku dla różnych działaczy, punktacji, klasyfikacji drużynowych, mistrzostw zabytkowych motocykli itp. itd..
O atmosferze tamtych czasów świadczy wycinek z ówczesnego dziennika Kurier Lubelski poświęcony naszej imprezie, gdzie opisano socjalistyczne współzawodnictwo „drużyn” motocyklistów z różnych miast.
Zjazd się odbył, większych strat w ludziach i sprzęcie nie było, wspomnienia nie tylko moje pozostały o czym przypomniał mi Krzysiek Więckiewicz , jeden z nas -współautorów dzieła „Harley mój kumpel 2”.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Arek
- Vice-President
- Posty: 4356
- Rejestracja: 29 maja 2011, 20:25
- Lokalizacja: Żnin
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Byłbyś uprzejmy takie teksty publikować co niedziela przed obiadem ? poprawia humor i dobrze wpływa na apetyt no i wszyscy czekają z obiadem, aż skończę czytać...
- winda
- Secretary
- Posty: 14836
- Rejestracja: 25 kwie 2009, 18:31
- Lokalizacja: LUBLIN
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Pięknie Krzysiu pięknie
RÓBMY TO SZYBKO ZANIM DOTRZE DO NAS FAKT, ŻE TO
KOMPLETNIE BEZ SENSU
KOMPLETNIE BEZ SENSU
- GREGOR
- Posty: 5792
- Rejestracja: 22 lut 2010, 10:46
- Krótki opis: Żyj tak , aby dobrze Cię potem wspominali
- Lokalizacja: ŁĘCZNA
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Ach ten nasz senior z przyjemnością się to czyta
Żyj tak, aby Cię potem dobrze wspominali...
- seta
- Posty: 1320
- Rejestracja: 15 sty 2012, 13:40
- Krótki opis: Wieczna kombinacja ;-)
- Lokalizacja: Łosice
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
co to za silnik w WSK?
- seta
- Posty: 1320
- Rejestracja: 15 sty 2012, 13:40
- Krótki opis: Wieczna kombinacja ;-)
- Lokalizacja: Łosice
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
http://mr16bp.blogspot.com/2010/05/moto ... deo-i.html
Coś takiego wygoglowałem. to taki silnik? Znów się dowiedziałem czegoś nowego. Dzięki Krzysiu
Coś takiego wygoglowałem. to taki silnik? Znów się dowiedziałem czegoś nowego. Dzięki Krzysiu
- GREGOR
- Posty: 5792
- Rejestracja: 22 lut 2010, 10:46
- Krótki opis: Żyj tak , aby dobrze Cię potem wspominali
- Lokalizacja: ŁĘCZNA
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Dobrze wygooglowałeśseta pisze:http://mr16bp.blogspot.com/2010/05/moto ... deo-i.html
Coś takiego wygoglowałem. to taki silnik? Znów się dowiedziałem czegoś nowego. Dzięki Krzysiu
Żyj tak, aby Cię potem dobrze wspominali...
-
- Posty: 80
- Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
tak ,to "Rodeo" 175cc ze skrzynia 6-biegowa o ile pamietam , motorek ten dawał powąchać dymek z wydech MZ-kom ))))seta pisze:co to za silnik w WSK?
- seta
- Posty: 1320
- Rejestracja: 15 sty 2012, 13:40
- Krótki opis: Wieczna kombinacja ;-)
- Lokalizacja: Łosice
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Patrzac na parametry, to nawet na dzisiejsze czasy to był by fajny silniczek. Szkoda że u nas nie udalo się rozwijać motoryzacji
-
- Posty: 80
- Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
tytułem wstępu :
popełniłem pare lat temu wspomnienie mojej pierwszej pracy (w WSK Świdnik) i tekst ten ukazał się w ksiażce Tomasza Szczerbickiego, znanego eksploratora historii naszej motoryzacji zatytułowanej „Motocykle w PRL rzecz o motoryzacji i nie tylko…” wyd. Vesper, Poznań 2012
warto poczytać, bo są i fotki (np.Andrzeja Oleszczuka) i teksty o Harleyowcach i innych klubach z początku lat 70-tych (ubiegłego stulecia- troche to brzmi upiornie, ale takie jest życie !)
załączam skany ,bo materiał oryginalny pożarł mi komputer przy kolejnej swojej próbie samobójstwa
popełniłem pare lat temu wspomnienie mojej pierwszej pracy (w WSK Świdnik) i tekst ten ukazał się w ksiażce Tomasza Szczerbickiego, znanego eksploratora historii naszej motoryzacji zatytułowanej „Motocykle w PRL rzecz o motoryzacji i nie tylko…” wyd. Vesper, Poznań 2012
warto poczytać, bo są i fotki (np.Andrzeja Oleszczuka) i teksty o Harleyowcach i innych klubach z początku lat 70-tych (ubiegłego stulecia- troche to brzmi upiornie, ale takie jest życie !)
załączam skany ,bo materiał oryginalny pożarł mi komputer przy kolejnej swojej próbie samobójstwa
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Arek
- Vice-President
- Posty: 4356
- Rejestracja: 29 maja 2011, 20:25
- Lokalizacja: Żnin
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
skany trochę trudniej się czyta, ale i tak dzięki
- GREGOR
- Posty: 5792
- Rejestracja: 22 lut 2010, 10:46
- Krótki opis: Żyj tak , aby dobrze Cię potem wspominali
- Lokalizacja: ŁĘCZNA
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Krzychu coraz bardziej cieszę się ze znajomości z Tobą, dzięki przyjacielu za ciekawą lekturę
Żyj tak, aby Cię potem dobrze wspominali...
-
- Posty: 80
- Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
a mnie sie micha usmiecha na takie komentarze ,dzieki i do miłegoGREGOR pisze:Krzychu coraz bardziej cieszę się ze znajomości z Tobą, dzięki przyjacielu za ciekawą lekturę
-
- Posty: 80
- Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Piknik majowy w 2014
Niedługo będę świętował 3-cią rocznicę pewnego miłego zdarzenia, po którym nic już nie było tak jak dawniej….ale od początku :
Zapewne wielu z nas przeżywało rozmaite chwile zwątpienia i rozterek duchowych czy wybrana droga trajkerowa to ta jedyna słuszna i czy nie lepiej było pójść na łatwiznę i popylac sobie jakimś motorkiem, zamiast tkwić latami w garażu !
Problem samotnych wypraw na zloty prześladował mnie od czasu zbudowania pierwszej trajki, jeździłem więc na zjazdy, spotykałem tam różnych ludzi,ale może z racji mojego nietypowego sprzetu jakoś nie miałem szczęścia do znajomości, wypijałem więc piwko, „zaliczałem paradę”, pożerałem to co było z grilla i….. tyle…, żadnych nowych trwalszych znajomości, po prostu nuuuuda
Aż tu nagle w maju 2014 pojechałem sobie na spęd motocyklowy na Pl.Zamkowym, a stamtad na Nałęczowską, w celach promocji jakiegoś zajazdu czy restauracji, i tu niespodzianka:
zaraz po wjechaniu na parking tejże restauracji pojawił się obok mnie sympatyczny i przystojny młodzieniec i zaprosił mnie na ekskluzywne miejsce na tymże parkingu tuż obok jego trajki ! i dodał jeszcze miłe powitanie w stylu : chłopie, już dawno chciałem ciebie poznać !
W ten sposób poznałem Gregora, i od tej pory nie martwię się o towarzystwo do jazdy, i dzięki niemu poznałem towarzystwo trajkersów lubelszczyzny ( i nie tylko) o których wielu motocyklistów może tylko pomarzyć !
Dzięki Gregor, że wtedy tam byłeś
Krzysiek kwiecień 2017
Niedługo będę świętował 3-cią rocznicę pewnego miłego zdarzenia, po którym nic już nie było tak jak dawniej….ale od początku :
Zapewne wielu z nas przeżywało rozmaite chwile zwątpienia i rozterek duchowych czy wybrana droga trajkerowa to ta jedyna słuszna i czy nie lepiej było pójść na łatwiznę i popylac sobie jakimś motorkiem, zamiast tkwić latami w garażu !
Problem samotnych wypraw na zloty prześladował mnie od czasu zbudowania pierwszej trajki, jeździłem więc na zjazdy, spotykałem tam różnych ludzi,ale może z racji mojego nietypowego sprzetu jakoś nie miałem szczęścia do znajomości, wypijałem więc piwko, „zaliczałem paradę”, pożerałem to co było z grilla i….. tyle…, żadnych nowych trwalszych znajomości, po prostu nuuuuda
Aż tu nagle w maju 2014 pojechałem sobie na spęd motocyklowy na Pl.Zamkowym, a stamtad na Nałęczowską, w celach promocji jakiegoś zajazdu czy restauracji, i tu niespodzianka:
zaraz po wjechaniu na parking tejże restauracji pojawił się obok mnie sympatyczny i przystojny młodzieniec i zaprosił mnie na ekskluzywne miejsce na tymże parkingu tuż obok jego trajki ! i dodał jeszcze miłe powitanie w stylu : chłopie, już dawno chciałem ciebie poznać !
W ten sposób poznałem Gregora, i od tej pory nie martwię się o towarzystwo do jazdy, i dzięki niemu poznałem towarzystwo trajkersów lubelszczyzny ( i nie tylko) o których wielu motocyklistów może tylko pomarzyć !
Dzięki Gregor, że wtedy tam byłeś
Krzysiek kwiecień 2017
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- custom
- Member
- Posty: 7989
- Rejestracja: 11 paź 2009, 18:00
- Krótki opis: TRAJKERS
- Lokalizacja: Parzymiechy
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Piękne wspomnienia Kris , takie zapadają na długo , szczególnie że wybrałeś drogę trajek .
Omne Trinum Perfectum.
- GREGOR
- Posty: 5792
- Rejestracja: 22 lut 2010, 10:46
- Krótki opis: Żyj tak , aby dobrze Cię potem wspominali
- Lokalizacja: ŁĘCZNA
- Kontakt:
Re: moje początki motorowe
Kris, jesteś moim przyjacielem i dziękuję Ci za dotychczas i oczekuję więc, bo kto jak nie myKris48 pisze:Piknik majowy w 2014
Niedługo będę świętował 3-cią rocznicę pewnego miłego zdarzenia, po którym nic już nie było tak jak dawniej….ale od początku :
Zapewne wielu z nas przeżywało rozmaite chwile zwątpienia i rozterek duchowych czy wybrana droga trajkerowa to ta jedyna słuszna i czy nie lepiej było pójść na łatwiznę i popylac sobie jakimś motorkiem, zamiast tkwić latami w garażu !
Problem samotnych wypraw na zloty prześladował mnie od czasu zbudowania pierwszej trajki, jeździłem więc na zjazdy, spotykałem tam różnych ludzi,ale może z racji mojego nietypowego sprzetu jakoś nie miałem szczęścia do znajomości, wypijałem więc piwko, „zaliczałem paradę”, pożerałem to co było z grilla i….. tyle…, żadnych nowych trwalszych znajomości, po prostu nuuuuda
Aż tu nagle w maju 2014 pojechałem sobie na spęd motocyklowy na Pl.Zamkowym, a stamtad na Nałęczowską, w celach promocji jakiegoś zajazdu czy restauracji, i tu niespodzianka:
zaraz po wjechaniu na parking tejże restauracji pojawił się obok mnie sympatyczny i przystojny młodzieniec i zaprosił mnie na ekskluzywne miejsce na tymże parkingu tuż obok jego trajki ! i dodał jeszcze miłe powitanie w stylu : chłopie, już dawno chciałem ciebie poznać !
W ten sposób poznałem Gregora, i od tej pory nie martwię się o towarzystwo do jazdy, i dzięki niemu poznałem towarzystwo trajkersów lubelszczyzny ( i nie tylko) o których wielu motocyklistów może tylko pomarzyć !
Dzięki Gregor, że wtedy tam byłeś
Krzysiek kwiecień 2017
Żyj tak, aby Cię potem dobrze wspominali...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości