moje początki motorowe

Pochwal się
Regulamin forum
Tutaj zamieszczamy zdjęcia i opis swojej trajki.
Napisz jak budowałeś swoją maszynę, jakie wykorzystałeś podzespoły, jakie napotkałeś trudności, czy i kto Ci pomagał, co planujesz jeszcze zmienić itp. Mile widziany link do galerii zdjęć i filmów.
OPISY TYLKO JEŻÐŻĄCYCH TRAJEK
Wszelkie inne posty będą usuwane.
Kris48
Posty: 80
Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
Kontakt:

moje początki motorowe

Post autor: Kris48 »

zgodnie z życzeniem Gregora żebym pisał co nieco puszczę to co kiedyś napisałem do książki "Harley mój kumpel 2" gdzie zostały zamieszczone wspomnienia członków naszego Klubu (Harley-Davidson Club Warszawa 68 ):

Początki

Motoryzacyjne przygody zacząłem jeszcze w szkole, gdy mój Tata przywiózł kiedyś na podwórko to, co było kiedyś SHL-ką 125 ze sztywnym jeszcze tyłem. Udało mi się toto odbudować i cieszyć się wiatrem w bujnych jeszcze wtedy włosach.
Wtedy to zacząłem robić moje pierwsze prawo jazdy a koledzy patrzyli na mnie z podziwem:on ma motor! Był rok 1964.
W jakiś czas później kupiłem od kolegi piękny, kultowy czerwony motor WFM, a kolega ów nabył Sokoła 1000 i zaczął jego nieustający remont.
W tym czasie widywałem pod moim Wydziałem MT Polibudy na Narbutta przepięknie odpakowane Harleye z wysokimi kierownicami i tylko mogłem się ślinić!
Szczęście uśmiechnęło się do mnie po tym jak tata wspomnianego wcześniej kolegi powiedział mu, że albo Sokół, albo studia,.....No i tak kupiłem Sokoła 1000, i jak wszyscy zacząłem od początku remont.
Była wczesna jesień roku chyba 1969.
Na początek poszedł lakier- z zielono-beżowego miał się zrobić niebieski.
W tym celu wszystkie elementy wiozłem kolejką do kumpla do Włoch, on to dysponował potężną maszyną malującą w postaci odkurzacza znanej marki „Czajka” z przystawką do malowania w formie słoika na farbę i czegoś w rodzaju dyszy. Po zatkaniu palcem specjalnego otworka z dyszy urządzenia wydobywała się mgławica farby, bowiem rura odkurzacza (normalnie ssąca) była wsadzona do niego od dupy strony, co przy potężnej mocy Czajki dawało efekt malowania.
Szparunki i emblemat Sokoła dało się wykonać w warsztacie lakierniczym na Targowej (gdzieś tak z dziesięć bram przed bazarem Różyckiego).
Przyniosłem bak, a starszawy właściciel zakładziku (gdzie lakierował tylko rowery i motorki, bo miał mały piec lakierniczy) wyciągnął zatłuszczony kajet i z powtykanych tam kawałków kalki wyjął ten właściwy z oryginalnym wzorem „logo” Sokoła-do dziś zachodzę w głowę skąd on to miał, a miał tego setki!
Następnej wiosny po różnych przygodach, jakich każdy chłopak z Klubu, (bo już byłem w Harley-Davidson Clubie) miał setki, przyszedł czas na jazdy!
Było fajnie, tylko przy większych szybkościach (to znaczy około 80-tki!) Wibracje były tak potworne, że buty zjeżdżały mi z podestów. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że wał korbowy motoru składa się na tzw. kreskę, czyli linię wytrasowaną na połówkach wału i owa kreska musiała się pokryć na obu jego połówkach-ale potem się go CENTRUJE!!! Przy pomocy czujników zegarowych i kłów np. tokarki, o czym oczywiście nie wiedziałem! (wał Sokoła miał te same numery na obu połówkach, a niektóre ważne części miały wybite malutkie „orzełki” ze znaczkiem ktz czy czymś podobnym-pewnie były to znaczki kontroli technicznej- to taka mała ciekawostka).
Miałem przy tym problemy z odpalaniem sprzęta- w szale montażu założyłem o jeden pakiet tarczek sprzęgłowych za mało ( 5 zamiast 6-ciu), co skutkowało ślizganiem się sprzęgła- i tu mała przygoda......
Jest na Żoliborzu uliczka Dziennikarska, na tyłach Pl. Wilsona (dawniej Komuny, dawniej Wilsona....) W pobliżu rodzinnego domu Adama Medyny (również Sokół 1000) i jest to uliczka ze sporym spadkiem, więc wypychaliśmy motor na górę, tam właził na niego jeden z nas, a drugi z siłą wodospadu pchał go w dół.
Silnik nie zaskakiwał, bo go hamowało ślizgające się sprzęgło-i tak po paru razach mieliśmy nogi jak z waty, i jęzory na brodzie!
Podepchaliśmy rzęcha pod dom Adama i tam „miętką” nóżką -kopłem kopniak, a motorek zapalił jakby nic innego nie potrafił robić!!
Stoimy tak z Adamem i kontemplujemy pracę Sokoła, aż tu nagle pojawił się jakiś staruszek postukując dziarsko laseczką- i stanąwszy obok nas spytał:, co, rozrząd wam stuka? Ano stuka zgodnym chórem odpowiedzieliśmy, a on na to: nie przejmujcie się, w moim Sokole przed wojną też stukał!!!!!I odszedł w dal....., My głupki nie pogadaliśmy z naszym staruszkiem ani nie wzięliśmy adresu...Szkoda!
Muszę w tym miejscu napisać parę słów o Adasiu- on to, bowiem (prawdopodobnie, bo na pewno tego nie pamiętam) wprowadził mnie do Klubu, (Adasiu pozdrawiam Cię gdziekolwiek jesteś!).
Adam to człowiek z metalu: kiedyś po awarii jego Sokoła pchał go, o 2-giej w nocy z poniatoszczaka na Żoliborz- 250 kg przez parę kilometrów!
Potrafił też wystartować z Wawy o 2-giej po południu do Ustki gdzie przebywała jego ówczesna sympatia, dojechać tam na wieczór, potem dyskoteka i „spacery” nocne po plaży i powrót do Stolicy nad ranem, bo zdaje mi się, że już w tym czasie pracował.
Czasem w jego podróżach towarzyszył mu „Cienki” na swoim BMW i jadąc za Adamem zbierał po drodze śrubki, które wypadały z Sokoła Adasia.


Tuchola 1972

Tuchola to dla mnie początek-dla mnie pierwszy, a tak w ogóle III Zjazd Harley-Davidson, po którym nic już nie było tak jak dawniej...
Ale od początku...
Najpierw była wyprawa nad morze i pobyt u sympatycznej trójki Braci Bańków, harleyowców z Sopotu, potem razem z nimi wypad na Szwajcarię Kaszubską, gdzie nieraz powracałem, bo warto dla pięknych krajobrazów, lasów i jezior.
Po jakich dwóch tygodniach pojechaliśmy (zapomniałem wtrącić, że byłem razem z bratem) odwiedzić Wujostwo, które przebywało na wczasach w Borach Tucholskich, w rekreacyjnej miejscowości Tleń nad przepiękną Wdą.
Po drodze oczywiście, zaraz za Gdańskiem wybuliła młoda, bo zaledwie 25-letnia opona znakomitej marki Stomil (złośliwi twierdzili, że nazwę swoją zawdzięcza owa marka słynnej długowieczności tych opon-czyli 100mil...)
Na szczęście udało się gdzieś w GS-ie zdobyć oponę i podróż była niezagrożona.
Po drodze posługując się wojskowymi mapami Wuja znaleźliśmy „skrót” z Warlubia do Tlenia pozwalający zaoszczędzić ze 40 km drogi.
Na początku było normalnie, potem zaś dość dotkliwie poznałem, co oznacza na mapie nazwa „drogi inne”!
Droga tamta okazała się piaszczystym duktem leśnym z głębokim sypkim piachem!!!
Tam też odbyłem przyspieszony kurs jazdy w kopnym piachu Sokołem (solówką z nożnym sprzęgłem ręczną zmianą biegów, pasażerem i 80-cioma kilogramami bagażu), ale że byłem świeżo po lekturze „Techniki Jazdy Wyczynowej Motocyklem” starszego kolegi po fachu inż. A. Kwiatkowskiego (jak wynika z treści książki autor już w 1947-mym roku(!) startował na Harleyu i wygrywał rajdy!, co od razu wzbudziło moją sympatię),przypomniałem sobie więc jego porady : w piachu tylko „ostra” dwójka i szpryca spod tylnego koła...I było miejscami nawet zabawnie, nie zaliczyliśmy „gleby”, chociaż traktu tego było coś około 12 km!
Wuj nasz od niepamiętnych czasów, czyli od lat sprzed ostatniej wojny, gdy jeszcze był fabrykantem pasty do butów marki An-Bu jeździł tam „na sandacze” gdyż był namiętnym wędkarzem.
Posiedzieliśmy z tydzień w pensjonacie „Tucholanka” delektując się kuchnią i kąpiąc w pobliskim jeziorze.
Przewiozłem też na Sokole moją Ciocię, która będąc już na emeryturze jeszcze miała sentyment do motocyklistów i czule wspominała przejażdżki na Douglasie 500, które fundował Jej młody kapitan jednostki stacjonującej w naszym polskim jeszcze Wilnie !
W końcu sielanka się skończyła i nadszedł czas Zjazdu, więc nadeszła pora pożegnań i nadszedł czas na krótki skok do Tucholi.
Jedziemy sobie, jedziemy, aż tu oczom naszym ukazuje się widok dwóch Motocykli (w odróżnieniu od popularnych wtedy pierdopędów klasy 125cm), a na nich harleyowcy w dziwnych pozach: jeden z założonymi na piersiach rękoma, drugi z rękami opartymi na tylnych kufrach!
Po spotkaniu okazało się, że to Krzysiek Fisher i (głowy nie daję!) Jurek Kuźmowicz, czyli dwójka zaczynająca organizowanie III Zjazdu.
Na nasze dziwne spojrzenia uprzejmie wyjaśnili, że właśnie przerwaliśmy im bicie lokalnego rekordu jazdy bez trzymanki, a ujechali już 24 km! To tylko na Harleyu możliwe były takie akrobacje na krętych leśnych szosach!
Po przybyciu na miejsce „Fiszmen” ze zręcznością cyrkowca wdrapał się na jakiś goły słup, zawiesił banner z logo Naszego Zjazdu i...Zjazd niebawem się zaczął. Ze Zjazdu pamiętam pyszną słodziutką pieprzówkę obficie serwowaną przez zespół z Wrocławia pod dowództwem Adama Mellera (pozdrawiam Ich wszystkich), a także dwóch motocyklistów (chyba z Wrocka też), którzy przyjechali z dziecięcym wigwamem, który to namiocik pomalowany w piękne indiańskie symbole wyrwali od swego małego braciszka!
Wigwamik ten miał około metra średnicy i jeden centralny maszt w postaci gałęzi przywleczonej z lasu, a za posłanie służyło runo leśne.
Wszyscy z zainteresowaniem obserwowali jak mniejszy z lokatorów wigwamu owinął się dookoła masztu, w wyższy owiną się dookoła niego i po chwili zgodnie chrapali!
Na drugi dzień parada do Tucholi, konkursy m.in. wolnej jazdy, w którym „ścigałem” się z Krzyśkiem Więckiewiczem, wręczenie pamiątkowych dyplomów, wieczór pijacki.....I po Zjeździe.

Krzysiek Adamiak, jesień 2009
Awatar użytkownika
GREGOR
Posty: 5783
Rejestracja: 22 lut 2010, 10:46
Krótki opis: Żyj tak , aby dobrze Cię potem wspominali
Lokalizacja: ŁĘCZNA
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: GREGOR »

Woow , szacun panie Krzysztofie :shock:
brakuje mi tylko fotografii :mrgreen:
Żyj tak, aby Cię potem dobrze wspominali...
Awatar użytkownika
Arek
Vice-President
Vice-President
Posty: 4312
Rejestracja: 29 maja 2011, 20:25
Lokalizacja: Żnin
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: Arek »

Pięknie napisane :)
Awatar użytkownika
winda
Secretary
Secretary
Posty: 14812
Rejestracja: 25 kwie 2009, 18:31
Lokalizacja: LUBLIN
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: winda »

Krzysiu pisz chłopie więcej i wklejaj ! :D
A że faceci są wzrokowcami to dawaj skany zdjęć :mrgreen:
RÓBMY TO SZYBKO ZANIM DOTRZE DO NAS FAKT, ŻE TO
KOMPLETNIE BEZ SENSU
Kris48
Posty: 80
Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: Kris48 »

Swego czasu popełniłem w naszym Klubowym Biuletynie artykulik o wyjeździe na Krasnostawskie Chmielaki w roku 78-mym.
Dla wyjaśnienia: ta coroczna impreza to nasze regionalne święto piwowarów i chmielarzy (lubelskie to krajowe zagłębie chmielowe i stąd dożynki chmielowe w Krasnymstawie).
Władze miasta uprzejmie zgadzały się na zorganizowanie w tym samym terminie Zjazdu Motocykli (robił to Klub „Carter zaprzyjaźniony z naszym Klubem).Zjazdy odbywały się tradycyjnie nad podmiejskim zalewem, było tam kilka stawów i grobla, na którą mógł wjechać ( i wjechał i to jak!!) samochód.
Otóż towarzyszyli nam, motocyklistom zaprzyjaźnieni i równie spragnieni „zupy chmielowej” samochodziarze z Sekcji Weteranów z Automobilklubu Lubelskiego.
Był tam też kolega Paweł na swoim Willysie.
Postanowił on przejechać wspomnianą groblą (o ile pamiętam po jakąś flaszkę lub popitkę) w licznym towarzystwie pięknych współpasażerek!
Środek grobli wytyczały dwa żelazne słupki o rozstawie mieszczącym (chyba?) samochód i Paweł z sobie tylko znanego powodu postanowił jeden z nich objechać bokiem, no i bardzo poooowoli jego dżip zaczął się przechylać i w końcu po paru chwilach, (które ciągnęły się jak obrona mojej pracy dyplomowej....)ujrzałem w górze ciągle kręcące się koła Willysa!
Woda była płytka, w porywach po kolana, więc auto stanęło na dnie stawu się na rurach kabiny (na szczęście bez plandeki), a spod niego wygramoliły się umazane w szuwarach i mule laski. Wszyscy oniemieli!
Jeden z naszych dzielnych harleyowców skoczył na „główkę” (oczywiście w całym ubraniu) i zanurkował w poszukiwaniu niedoszłych (na szczęście!!!!) topielic.
Całą grozę sytuacji sytuacji podkreślał Paweł, który z zielskiem we włosach, plując ślimakami i pijawkami błagał:Pomóżcie ludzieeee!
Szkoda tylko, że nie ma fotek z tego zdarzenia (może ktoś ma-to prośba, niech się podzieli!)
Mnie tam to wszystko tak osłabiło, że nic nie byłem w stanie zrobić (śmiać się nie wypadało).
Oczywiście nic nikomu się nie stało, bo staw był po kolana a może do majtek, były tylko straty w sprzęcie-przez całą drogę powrotną do Lublina czyściliśmy gaźnik, pompę i rurki paliwowe z błota (byłem przy tym, bo Paweł zabrał mnie jako pasażera).
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Kris48
Posty: 80
Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: Kris48 »

Rozmaitości

Wał Zygmunta


Pierwsza moja praca po studiach dopadła mnie w WSK w Świdniku-wówczas czołowego producenta „czarnych wdów”, jak nazywano wtedy wu-eski, i to załapałem się luksusowo jak na motocyklistę –dostałem się po jakichś paru miesiącach, (co tam „dostałem się”! walczyłem o to jak lew!) do Zakładu Doświadczalnego Motocykla, i to do Sekcji Silnikowej.
Tam też w ramach walki z nudą zrobiłem rysunek czopa wału korbowego do Sokoła 1000, ze wszystkimi technicznym szczegółami , jak przystało na szanującego się młodszego konstruktora. Jeden z egzemplarzy rysunku podarowałem mojemu Przyjacielowi Zygmuntowi Kuźwiakowi z Józefowa, tak jak i ja fanatykowi Sokoła.
Zygmunt, asystent Polibudy Warszawskiej na wydziale Mechaniki Precyzyjnej (!), Poprosił swojego znajomego o wykonanie tegoż czopa.
Jakież było jego zdumienie, gdy tamten po jakimś czasie przyniósł mu gotowy czop i z wyrzutem zapytał: ile lat my się znamy Panie Zygmuncie? Pewnie ze dwadzieścia, i Pan mnie, staremu fachowcowi z najwyższymi kwalifikacjami rysuje na rysunku tolerancję wykonania 0,02 mm,(czyli jak to się mówi „dwie setki”)?Po czymś takim powinienem się obrazić i nie gadać z Panem, ale ja nie jestem taki i zrobiłem tego czopa na „zero”....I Zygmunt w swojej Pracowni przy pomocy super narzędzi pomiarowych (a zaręczam miał ich pod dostatkiem) mierzył wspomniany nieszczęsny czop wszelkimi znanymi mu sposobami, żeby znaleźć jakąś odchyłkę od wymiaru na rysunku. Ale wszystko na nic!!!!!
Szlifierz zrobił czop z dokładnością 0,0000000...., Po prostu jak sprawdzian do narzędzi, czyli po prostu z kosmiczną dokładnością, przy której wspomniane dwie setki wyglądały jak koło do furmanki przy kole do Harleya!!!!
Ale to jeszcze nie koniec: po przejechaniu jakichś 12-tu tysięcy km Zygmunt rozebrał (chyba z nudów!)Silnik i ponownie poddał nieszczęsny czop pomiarom, no i co się okazało-było 0,0000000000mm zużycia materiału!!!
Tak to się wtedy dorabiało części.
Z kolei jak ja kupowałem rolki do mojego wału, to przy pomocy uprzejmych znajomych z Izby Pomiarowej z WSK z jednej fabrycznej grupy selekcyjnej (selekcja 0,01mm, czyli „jedna setka”) zrobiliśmy 10czy 11 podgrup, co pół mikrona!!
Wał ten chyba jeździ do dziś w moim byłym Sokole!


Standard
Wyjechaliśmy na krótki 2-dniowy wypad do Serpelic (uroczej miejscowości wypoczynkowej nad Bugiem) na doczepkę z rajdem zabytkowych samochodów.
Było nas paru motocyklistów i z podziwem patrzyliśmy na przedziwne konkurencje, wprawiane przez organizatorów tego rajdu!
Otóż z niezrozumiałych do dzisiaj dla mnie powodów działacze muszą mieć punktacje, zawody, klasyfikacje itd.
Zrozumiałe to jest dla zawodów sportowych, ale dla samochodowych i motocyklowych „staruszków” już samo dojechanie na rajd jest zwycięstwem, a tu wyścigi, próby, konkursy...
Leżymy sobie skacowani drugiego dnia imprezy, nazajutrz po „wieczorku zapoznawczym” aż tu nagle wpada Pan Komisarz Sportowy z Automobilklubu i dawaj punktować nam motory:
Oczywiście mój Sokół dostał milion punktów ujemnych za wysoką kierownicę, drugie dwa miliardy punktów za przedni błotnik, nie mówiąc o kierunkowskazach, (co, do których Pan Komisarz powiedział, że mógłbym je demontować na czas rajdu, a potem zakładać z powrotem, co oczywiście wywołało uśmiech politowania na moim skacowanym obliczu).
Dostało się prawie wszystkim, ale wszystko przebiła dyskusja z naszym kolegą, który był posiadaczem Standarda 600 i jego jedyną wadą był nieoryginalny kolor: niebieski, metalik.
Otóż Pan Komisarz stwierdził, że takiego motocykla nie ma!
Powiedział też, że owszem standard jako jakiś wzorzec czegoś tam występuje, ale tylko w słowniku wyrazów obcych, ale jako motor to już nie!
Na nic prośby i błagania kolegi i naszego pijackiego chóru, że przecież na odkuwce główki ramy jest odlany napis „Standard”, to samo (chyba)było na karterze silnika, i istnieje zarówno motor, my i wszystko dookoła (pojęcia matrix jeszcze wtedy nikt nie wymyślił!).
Komisarz pozostał niewzruszony, a kolega ze łzami w oczach nie został sklasyfikowany, co stanowiło jeszcze jeden powód do uchlania się!


Chmielaki 1977
Było dość zimno-to proste, bo Chmielaki odbywały się tradycyjnie drugiej połowie września albo na początku października.
Jazda na szczęście krótka (50km), wieczorkiem ognisko i takie tam....,Nazwijmy to „męskie rozmowy” do rana.
Rankiem budzę się z zimna, wyłażę skostniały z namiotu, a tu patrzę, szron!!
Co ja mówię lóóóód na motorach, na trawie i we włosach kolegów, którzy nie dali rady doczołgać się do swoich legowisk, tylko jeden z nich coś nawijał o tym, jak to się przechadzał przy ognisku i ktoś mu nadepnął na rękaw kurtki i mu go oberwał?...
Inny zaś, Sławek, znany harleyowiec coś mi tłumaczył o wyższości jednego klubu nad drugim, z czego zapamiętałem tyle, że miał na nogach śliczne błękitne, frotowe skarpety, które chrzęściły po okolicznym lodzie!!! Co się stało z jego butami nie wiem do dziś?...



Wspomnienie
Znali Go wszyscy.
Był etatowym wybieraczem nagród dla najstarszego uczestnika zjazdu oraz dla najstarszego motocykla !
Mowa oczywiście o człowieku-legendzie Andrzeju Oleszczuku z Milejowa i jego górno-dolnym Harleyu JD 27.
Wspomnień o Nim tyle, co przejechanych i przepitych imprez, więc ograniczę się do jednego:
Siedzimy sobie któregoś październikowego wtorkowego wieczoru w klubie, nagle słyszymy potężne dudnienie wielkiego V-twina i na dwórko Automobilklubu dostojnie zajeżdża Andrzej!
Niby nic wielkiego, ale jest październik, zimno jak cholera, wszyscy poubierani dość ciepło, a On jak zwykle w swojej nieśmiertelnej wojskowej kurtce, we flanelowej czerwonej rozpiętej pod szyją koszuli, spod której wyłażą siwe kłaki na torsie, bez rękawic i skóry (a na cholerę takiemu potężnemu gościowi takie delikatne gadżety!!!) Wchodzi do klubu i mówi dudniacym jak Jego Harry basem: trochę zimno! Cały Andrzej!
Warto dodać, że miał on wtedy pewnie tyle lat co my dzisiaj, a może ciut więcej...
a Milejów leży coś koło 40-tu kilosów od Lublina!
Taki obraz Andrzeja zapamiętałem.
Jeździ teraz swoim Harrym po Niebieskich Łąkach, i pijąc „czystą” popijaną sokiem pomidorowym mówi głębokim basem:dobre to winko!.......



Opakowanie zastępcze
Było to w czasie jednej z licznych wypraw na Roztocze, otóż pojawił się na Dekawce pewien motocyklista nieco starszy od nas ubrany w szczelnie zapięty kombinezon drelichowy skutecznie ochraniający go od wpływu wrednej wtedy atmosfery.
Jakież było nasze zdumienie graniczące z osłupieniem, gdy ów gość zdjął żółtawe opakowanie i ukazał się......W pięknym niebieskim garniturze, z obowiązkowo białą koszulą i czarnym krawatem!
A my nieogoleni, w zakurzonych papach i zaolejonych buciorach-a fe!!! Dostaliśmy niezłą nauczkę jak wygląda elegancki motocyklista!





Buty

Było to na którymś z kolei Zjeździe HOG w Wawie gdzieś na początku XXI wieku.
Na zjeździe spotkałem jak zwykle sporo przyjaciół, no i wszystko było jak zwykle: miłe towarzystwo, piękne motory i kobiety (niekoniecznie w takiej kolejności...), Różne atrakcje, a wieczorem wieczorek „zapoznawczy”, po którym nazajutrz chodziliśmy ciężko chorzy i otępiali aż tu nagle pod wieczór zelektryzował nas ryk kolegi z jednego z sąsiednich namiotów:
KTOŚ MI PODPROWADZIŁ BUTYYYY!
Powyższy tekst był okraszony całą masą słów nie nadających się do publikacji!
Wszyscy oniemieli na chwilę, i zaraz ruszyli na poszukiwania, ale wszystko na nic, buciory przepadły jak dolary w ruskim banku!
Kolega nasz rozpaczał i opisywał swój dramatyczny powrót do domu w skarpetkach.....na Elektrze ! Massakra !
Wzmocniona napojami energetycznymi delegacja z tamtego kręgu namiotowego postanowiła działać i poszła z pretensjami do organizatorów, no, bo ochrona, teren zamknięty itd.....
Organizator zachował się jak przystało na sytuację i podarował biedakowi piękne nowe kowbojki wzięte wprost ze stoiska.
Chłopcy poszli świętować zwycięstwo i trwało to do późnych godzin nocnych.
Nazajutrz, w niedzielę z rana zaczęliśmy się wszyscy pakować i rozjeżdżać, no i w pewnym momencie ktoś nadszedł dźwigając stare kowbojki pod pachą i rzekł:
Jasiu! (powiedzmy, że tak miał na imię ich właściciel), schowałem twoje buty do namiotu żeby ich ktoś nie (powiedzmy) ukradł, a teraz ci odnoszę, bo byś musiał biedaku wracać do domu w skarpetach!
W życiu nie widziałem żeby tak liczne towarzystwo tak szybko się ewakuowało!!!!
Oczywiście wszystkie osoby i zdarzenia przedstawione w tym opowiadanku SA prawdziwe w stu procentach i mają takież właśnie związki z rzeczywistością.
P.s..jak to się elegancko pisze „imiona osób uczestniczących w zdarzeniu są w posiadaniu redakcji....”








Krzysiek Adamiak wrzesień 2009
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
rob_bull
Posty: 816
Rejestracja: 07 sty 2010, 12:34
Lokalizacja: Osięciny
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: rob_bull »

Zajebiste :D
Zasada nr 1: nie ma kurwa zasady!

Rob_Bull ;)
Awatar użytkownika
GREGOR
Posty: 5783
Rejestracja: 22 lut 2010, 10:46
Krótki opis: Żyj tak , aby dobrze Cię potem wspominali
Lokalizacja: ŁĘCZNA
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: GREGOR »

Dodam tylko że ten pan leżący przy ognisku w cieniu kiełbasy to właśnie wspomniany Śp. Andrzej Oleszczuk , wspaniały kompan do każdej biesiady i wyjazdów.
Ów czwarte foto przedstawia naszego kolegę Kris48 -Krzysztof Adamiak lubelski trajkowiec weteran :D lubiany i szanowny w naszym środowisku.Krzychu pisz proszę więcej no i te foty dawaj :D
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Żyj tak, aby Cię potem dobrze wspominali...
Awatar użytkownika
winda
Secretary
Secretary
Posty: 14812
Rejestracja: 25 kwie 2009, 18:31
Lokalizacja: LUBLIN
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: winda »

a Krzysio to ten miły Człowiek między Szewciem a tym pajacem w bermudach
RÓBMY TO SZYBKO ZANIM DOTRZE DO NAS FAKT, ŻE TO
KOMPLETNIE BEZ SENSU
Awatar użytkownika
winda
Secretary
Secretary
Posty: 14812
Rejestracja: 25 kwie 2009, 18:31
Lokalizacja: LUBLIN
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: winda »

Krzysiu. Czytając te opowieści a szczególnie skan który oddaje klimat tamtych lat (podobno kiedyś nie było komputerów) wzruszyłem się. ja też byłem na chmielakach 1978. Rodzice mówili że wrócili wcześniej niż planowali bo zasrałem wszystkie pieluchy.

Pisz Krzysiu i wklejaj jak najwięcej a za to co już wkleiłes masz ode mnie prezent na tygodniu :wink:
RÓBMY TO SZYBKO ZANIM DOTRZE DO NAS FAKT, ŻE TO
KOMPLETNIE BEZ SENSU
Awatar użytkownika
seta
Posty: 1320
Rejestracja: 15 sty 2012, 13:40
Krótki opis: Wieczna kombinacja ;-)
Lokalizacja: Łosice
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: seta »

Gratuluję tyłu fajnych przygód i mam nadzieję że poznam ich wiecej. Pisz Krzysiu jak tylko znajdziesz chwilę. :D
Awatar użytkownika
seta
Posty: 1320
Rejestracja: 15 sty 2012, 13:40
Krótki opis: Wieczna kombinacja ;-)
Lokalizacja: Łosice
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: seta »

winda pisze:Krzysiu. Czytając te opowieści a szczególnie skan który oddaje klimat tamtych lat (podobno kiedyś nie było komputerów) wzruszyłem się. ja też byłem na chmielakach 1978. Rodzice mówili że wrócili wcześniej niż planowali bo zasrałem wszystkie pieluchy.

Pisz Krzysiu i wklejaj jak najwięcej a za to co już wkleiłes masz ode mnie prezent na tygodniu :wink:
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Kris48
Posty: 80
Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: Kris48 »

dzięki za miłe recenzje, zatem świeży kawałek:
Od Sokoła do Harleya

W czasie porządków zarządzonych przez Domowa Inspekcję wpadło w moje ręce kilka ciekawych pamiątek sprzed paru lat, ale do rzeczy:
Kilkanaście lat temu w moim mieście Lublinie działało z różnym skutkiem kilka różnych klubów, czy też grup motocyklowych, m.in. „Bractwo Motocyklowe Sokół” zrzeszające kilkunastu motocyklistów z Lublina i spoza miasta (m.in. z Czerska k. Góry Kalwarii ), jakimś cudem dostałem się do tego zacnego grona miłośników polskiej przedwojennej myśli motoryzacyjnej pewnie dlatego, że jako jeden z pierwszych w kraju byłem członkiem legendarnego Harley-Davidson Clubu Warszawa 68, i jeździłem przez długie lata właśnie Sokołem 1000 !
W połowie kwietnia 2000 r. jako jedna z wielu grup motocyklistów zaangażowaliśmy się w organizację wystawy pod nazwą „Od Sokoła do Harleya” która odbyła się w dniach 13-16 kwietnia 2000 w Chatce Żaka i miała charakter charytatywny, miała też pokazać zwiedzającym ciekawe motocykle zabytkowe i współczesne, a na zaszczytnym miejscu – na podeście stała moja trajka i miałem zaszczyt zatrąbić na otwarcie wystawy (trajka miała zamontowane trąby z ciężarówki)
Z wystawą tą wiąże się pewne zdarzonko: przygotowanie wystawy trwało parę dni i nocy, w tym czasie zwoziliśmy motorki busami, na lawetach i czym kto miał, bo pogoda była troszkę zimowa, a motorków sporo (kilkadziesiąt).Trajką przyjechałem na kołach i po wjechaniu na podwyższenie (scenę) i ustawieniu jej dokonałem pewnych zabezpieczeń, żeby przypadkiem ktoś nie uruchomił motorka i nie zdemolował scenografii , było bowiem wiadomo, że „nasi” zmęczeni nocnymi pracami transportowo-rozładunkowymi mogą chcieć się pożywić i spożyć napoje energetyczne ! i tak było……
Wystawa była wspaniała, publiczność waliła drzwiami i oknami, wszyscy się dobrze bawili (nie dotyczyło to tylko nas- organizatorów, jakoś nie mieliśmy na to czasu ), ale wszystko co dobre szybko się kończy, więc trza było odpalić maszyny i odjechać, i tu się pojawił drobny problem: ze sceny owszem łatwo się zjechało i dalej ani metra !
Silnik zastrajkował, zero palenia, tylko od czasu do czasu dawał oznaki życia w postaci strzałów w wydech i nie pomogło zespołowe palenie „na pych”.
Podejrzenie padło na „nocnych balowiczów” czyli nocną straż dyżurującą nad bezpieczeństwem naszych nierzadko bezcennych sprzętów, -niewątpliwie coś wyżarło (a może lepiej- wyssało w jakimś pijanym widzie) paliwo ze zbiornika mojej trajeczki !!!!
Koledzy skwapliwie zorganizowali banieczkę benzyny, wlałem to do baku i… dalej nic !
Dopiero po dalszych poszukiwaniach, gdy już wszyscy zniechęceni pchaniem trajki odeszli się pokrzepić , bo bardzo się ha ha ha „odwodnili” przy tej robocie !
To, że odeszli to na moje szczęście, bo mogli byliby mnie znieważyć jakby zobaczyli, to co ja wykryłem ,czemu iskra pojawia się i znika (jak ten Józek z piosenki Bajmu) i odkryłem straszną prawdę- się zestarzałem, i to gwałtownie, zapomniałem o pewnym kabelku łączącym przerywacz w aparacie zapłonowym z jego dalszą częścią będącą na zewnątrz aparatu (fani VW garbusa wiedzą o co chodzi ).Kabelek ten rozłączyłem osobiście na początku wystawy i całkowicie o nim zapomniałem, a on sk… czasem dotykał do konektorka, a czasem nie, iskra bywała czasem, a czasem nie. Szybko się ewakuowałem, i ze wstydem muszę przeprosić za moje niecne podejrzenia wobec niewinnych przyjaciół, co niniejszym czynię !
Po wystawie zostały wspomnienia, wycinki z prasy, koszulki, a po Bractwie Motocyklowym Sokół naszywki na kamizelkę- wszyscy je mieliśmy do czasu, gdy „zorganizowani” kazali nam je zdjąć, bo niestety nosimy je bezprawnie……(a takie były ładne ).
Wystawa moto w tym stylu była kontynuowana w innej nieco konwencji, już w innym lokalu- w budynku przychodni lekarskiej w budowie (róg Hempla i Okopowej). Trajką wjechałem na 2-gie,czy 3-cie piętro (he he he windą towarową) i dla pewności nie odłączałem nic !
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
GREGOR
Posty: 5783
Rejestracja: 22 lut 2010, 10:46
Krótki opis: Żyj tak , aby dobrze Cię potem wspominali
Lokalizacja: ŁĘCZNA
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: GREGOR »

Fajne wspomnienia Krzysztof, no i są foty, a to przecież dowody na to,że jesteś pozytywnie zakręconym gościem. Pisz bo fajnie się to czyta, tym bardziej że nie których twoich kolegów znam lub znałem (*)osobiście :D
Żyj tak, aby Cię potem dobrze wspominali...
Awatar użytkownika
Arek
Vice-President
Vice-President
Posty: 4312
Rejestracja: 29 maja 2011, 20:25
Lokalizacja: Żnin
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: Arek »

No fakt. Czyta się jednym tchem, jak wszystko, co fascynujące i ciekawe ;)
Awatar użytkownika
winda
Secretary
Secretary
Posty: 14812
Rejestracja: 25 kwie 2009, 18:31
Lokalizacja: LUBLIN
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: winda »

A czy ci 'zorganizowani" pytali Was czy mogą sie obszyć? Bo byliście obszyci o wieeeeele wcześniej niż oni...
RÓBMY TO SZYBKO ZANIM DOTRZE DO NAS FAKT, ŻE TO
KOMPLETNIE BEZ SENSU
Awatar użytkownika
winda
Secretary
Secretary
Posty: 14812
Rejestracja: 25 kwie 2009, 18:31
Lokalizacja: LUBLIN
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: winda »

Byłem jako jeden ze śliniących się na tej wystawie.

Pewnie ze 12 lat temu twoja trajka parkowała pod sklepem meblowym na Kraśnickiej a ty urzędowałeś w środku. Pewnego dnia wpadł do sklepu chudy łepek z długimi włosami i chaotycznie wypytywał o trajkę. Zapewne nie pamiętasz takowego zdarzenia ale to byłem ja :mrgreen:
RÓBMY TO SZYBKO ZANIM DOTRZE DO NAS FAKT, ŻE TO
KOMPLETNIE BEZ SENSU
Awatar użytkownika
custom
Member
Member
Posty: 7971
Rejestracja: 11 paź 2009, 18:00
Krótki opis: TRAJKERS
Lokalizacja: Parzymiechy
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: custom »

Jak zobaczyłem tego wypasionego, długiego posta to stwierdziłem - pierdolę nie czytam , ale po kilku zdaniach wciągnęło i mnie niewiernego :shock: .
Gratuluję koledze , mógłby książki pisać .
Omne Trinum Perfectum.
Awatar użytkownika
GREGOR
Posty: 5783
Rejestracja: 22 lut 2010, 10:46
Krótki opis: Żyj tak , aby dobrze Cię potem wspominali
Lokalizacja: ŁĘCZNA
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: GREGOR »

custom pisze:Jak zobaczyłem tego wypasionego, długiego posta to stwierdziłem - pierdolę nie czytam , ale po kilku zdaniach wciągnęło i mnie niewiernego :shock: .
Gratuluję koledze , mógłby książki pisać .
też tak miałem na początku, ale tego nie da się nie przeczytać , bo wiem kto to pisze , może to was zadziwić , ale znam się z Krzyśkiem od 2014r. Czyli nie długo, od tamtej pory jego obecność między nami daje mi, taki fajny przykład, On leciwy chłopak :mrgreen: , ma czas dla nas gnojków i umie podzielić się tą pasją z innymi , zawsze coś fajnego opowie, podpowie ciekawe rozwiązanie, poradzi taki nasz starszy kolega. Jestem mu wdzięczny że znajduję czas na napisanie kilku słów i podzieleniu się swoją pasją z innymi pozytywnie zakręconymi.
Dzięki Krzysztof... :D
Żyj tak, aby Cię potem dobrze wspominali...
Kris48
Posty: 80
Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: Kris48 »

to ja wam dziękuję Przyjaciele ! jako że człowiek jat istotą społeczną, stwierdzam kategorycznie, że bez Was uschnę jak aa bez szklanki wina marki "wino", czekam niecierpliwie wiosny, i spotkań wielu :)
Kris48
Posty: 80
Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: Kris48 »

p.s. na łykenda cuś tam przygotuję .pa !
Awatar użytkownika
seta
Posty: 1320
Rejestracja: 15 sty 2012, 13:40
Krótki opis: Wieczna kombinacja ;-)
Lokalizacja: Łosice
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: seta »

Kris48 pisze:p.s. na łykenda cuś tam przygotuję .pa !
I to cieszy :D
Awatar użytkownika
GREGOR
Posty: 5783
Rejestracja: 22 lut 2010, 10:46
Krótki opis: Żyj tak , aby dobrze Cię potem wspominali
Lokalizacja: ŁĘCZNA
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: GREGOR »

Parę fotek z tych czasów o których wspominasz , w rolach głównych; Andrzej Oleszczuk, Włodek Fijałkowski, Lucjan Lis oraz słynne Baran Party Milejów 1985, 86, 87 r. :D
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Żyj tak, aby Cię potem dobrze wspominali...
Kris48
Posty: 80
Rejestracja: 28 lut 2015, 20:19
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: Kris48 »

Było piękne lato roku 1973, a więc czas 1-szego Wolsztyna (czytaj IV Zjazdu Harley-Davidson ).
Zbliżał się termin Zjazdu, a ja jak zwykle w proszku (tzn. w gorączce przygotowań i składania Sokoła). Dzień mój wyglądał tak: śniadanko o 7-ej rano, składanie rzęcha do 2-giej lub 3-ciej w nocy, i tak do oporu-czyli wyjazdu na Zjazd (osobiście wolę „zjazd” a nie „zlot”, bo zlatują to się lotnicy.......)
Dwa dni przed pierwszym weekendem sierpnia pierwszy odpał Sokoła i o dziwo wszystko gra, a więc gazuu na przegląd, pakowanie bagażu i nazajutrz o świcie w drogę do Wawy po „plecak”, czyli Ewę.
Tutaj muszę wspomnieć, co się wtedy woziło w ramach bagażu, a więc namiot, śpiwory, czyli to, co i teraz się wozi, a do tego niezbędnik prawdziwego uczestnika szkoły przetrwania, czyli dętka, łatki (gdyby zabrakło dętki), pompka, łyżki, klucze, zapasowe zawory, sprężyny zaworowe, uszczelka pod głowicę, świece w dużych ilościach, ogniwa do łańcucha, różne śruby i nakrętki, kliny, i jeszcze parę kilo różnych dziwnych rzeczy w tym zwoik zwykłego miękkiego drutu, ot tak na wszelki wypadek.
Maszyna szła genialnie w mglistym i chłodnym porannym powietrzu, ruch zaczynał się wówczas dopiero gdzieś koło Garwolina, tak więc do Stolicy dotarłem po jakichś dwóch godzinach.
Nocleg w Warszawie, i rankiem ruraaaa: jedziemy na Poznań.
Droga nudna, bo Mazowsze płaskie niczym dowcipy mojego kierownika, jakieś 200 kilometrów minęło spokojnie, potem pojawiły się (jak to one zawsze niespodziewanie) problemy z maszyną.
Co jakiś czas silnik przerywał, słabo ciągnął, przygasał lub pracował na jednym cylindrze.
Siłą rzeczy wyciągałem narzędzia: czyściłem gaźnik, wymieniałem świece, uszczelniałem kolektor ssący, bo mógł się poluzować i rozszczelnić i tak w kółko-ale ni cholery nie wiedziałem na sto procent, co jest grane!
Po takiej naprawie jakieś kilkadziesiąt kilometrów Sokół szedł jak burza, i znowu wymiana świec (na te już wymieniane) i tak dalej aż do zdechu.
Tym sposobem na wieczór byliśmy w Poznaniu, tam nocleg i rankiem ja do roboty, a Ewa postanowiła zorganizować ekspedycję ratunkową i pojechała po pomoc do Wolsztyna (jakieś 60 km).....taksówką!!!
Ja, co ujadę, to naprawiam, i za każdym razem zdejmuję jakiś ciuch, bo upał zaczął się robić potworny, i w ten sposób zostałem bez skóry, rękawic i w koszulce z krótkimi rękawami, co miało mieć skutki....
Niedaleko od Wolsztyna dogoniła mnie grupka znajomych motorków i siłą rzeczy pogoniłem za nimi, i to tak, że 6 km przed celem przyłapał mi jeden tłok (a może oba?) I zanim wysprzęgliłem przyblokowało mi tylne koło, spadłem na krawędź szosy, potem pobocze i gleba (miałem z tyłu jakieś z 50 kilo bagażu, co utrudniło jakiekolwiek manewry).
Sokół zarył się w piach, a ja leciałem dalej w kierunku na Wolsztyn, i wylądowałem jakieś 10 metrów od maszyny z poobcieranym rękami i stłuczonym od gogli nosem.
Straty w sprzęcie to tylko zbity reflektor i zgięty błotnik. Po opatrzeniu przez miłego kierowcę pomarańczowej Nysy (nie pamiętam, ale chyba ktoś zaholował moje moto), w jakiś sposób znalazłem się na pogotowiu, gdzie po chwili pojawił się kuśtykając o długim, kiju Krzysiek Fisher, który po drodze na zjazd przeciął na pół swoim czoperem jakiegoś Komara, który mu zajechał drogę.
Krzysiek to człowiek-legenda, a właśnie z takich składał się Nasz Klub i to Oni tworzyli historię ruchu harleyowego w naszym kraju!
Pamiętam opowieści o tym jak przez dwa tygodnie przy pomocy pilników iglaków piłował tzw. „oczko” do przeciągania rur do swojego choppera! (Tu dla wyjaśnienia młodszym kolegom: na Bema w Wawie był warsztat przeciągania rur gdzie do maszyny długości mojego domku wsadzało z jednego końca się rurę dowolnej średnicy, a maszyna sapiąc i warcząc niczym Lokomotywa od Brzechwy wypluwała z drugiej strony śliczną nową rurę o żądanej przez nas średnicy ! Krzysiek musiał wypiłować „oczko” o przekroju owalnym, takim, jaki ma rura przedniego widelca Wl-ki, wszystko po to żeby chopper prezentował się należycie.
Ale do rzeczy....
Lekarka na pogotowiu skomentowała te wydarzenia krótko: zaczęło się!
Zjazd odbywał się bez przeszkód i tylko mnie męczyło, dlaczego Sokół tak mnie doświadcza!
Rozwiązanie nadeszło po konsultacjach z Zygmuntem Juźwiakiem moim Przyjacielem, również posiadaczem Sokoła, (z którym we trzech z Adamem Medyną tworzyliśmy w naszym Klubie klan Sokołów 1000) i również skatowanym przez swoją maszynę (o ile pamiętam całą podróż do Wolsztyna przejechał na półtora cylindra zużywając dwa kanistry benzyny i jeden oleju!!!).
Mój rzęch gdakał sobie na wolnych obrotach, a my stojąc z tyłu i kontemplując jego niemoc nie czuliśmy żadnych silnych wydmuchów spalin z wydechu! Było tylko coś w rodzaju syczenia i bulgotania, w głowie piiing !!! zamigotała mi żarówka zrozumienia,
zdjąłem więc rurę wydechową i Sokół odzyskał wigor!!!!.
Powodem były zmywaki (takie druciane do zmywania naczyń), co to się pchało w wydech dla wyciszenia motoru przed przeglądem!
Druciaki zaszły w miarę jazdy nagarem i dławiły silnik, no i przyczyniły się do jego przegrzewania i zatarcia.
Po tym zdarzeniu i po zakończeniu Zjazdu odbyłem wraz z Adamem Medyną jako pasażerem krótką podróż, gdyż jego Sokół jak powiedziała jego „Pani Od Polskiego: „jeszcze skrzydeł nie rozwinął a już kupę narobił”!
Zatem w drogę do Wawy skrótem przez Szwajcarię Kaszubską ,Wybrzeże, Sopot gdzie u poznanych kiedyś harleyowców, przesympatycznych Braci Bańków spędziliśmy następne parę dni, no a potem powrót do Wawy i przymusowy nocleg w namiocie rozbitym o północy w Modlinie (jechałem z rozbitym w Wolsztynie reflektorem i przez całą drogę z Gdańska nie mogłem kupić do niego zwykłej żarówki 35/35W ! Takie to były czasy!), Gdyż w zupełnych ciemnościach już dalej nie dało się jechać.
Od tej pory staram się nie zdejmować skóry, buciorów i rękawic w czasie przejażdżek na moich sprzętach (niestety coraz częściej to własnoręcznie zbudowana traja),...Ale jeszcze jestem dość młody i poważnie myślę o motorku z widlastym silnikiem!!!

Krzysiek Adamiak Lublin wrzesień 2009

cuś mi przeszkadza wkleić parę fotek zeskanowanych, musze nad tym popracować :)
a Harleya miałem (FXDL czyli Dyna Low Rider z 2000r, 1450ccm,70 KM) nasyciłem się nim przez parę lat i....wystarczy !trajka górą !!!!! :lol:
Awatar użytkownika
dark
Member
Member
Posty: 5290
Rejestracja: 14 mar 2010, 22:54
Lokalizacja: Kalisz
Kontakt:

Re: moje początki motorowe

Post autor: dark »

Fajnie się czyta te twoje opisy , opowieści ... :D. Myślę że powinieneś zebrać je wjedną całość i opublikować za jakiś czas ...
Jazda na motocyklu to najfajniejsza rzecz jaką można robić w ubraniu ...
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości