Silverado i skutki szutru
Silverado, Silverado… Fajnie było, szutru się nie żałowało, a teraz skutki opłakane.
Dopiero tydzień temu udało mi się „odgrzebać” z tego wszystkiego, więc od początku.
Rano, w niedzielę, patrząc na trajkę pomyślałem, że skoro z zewnątrz wygląda jak po wojnie, to filtr powietrza też musi być w fatalnym stanie. I faktycznie , filtr był dosłownie „zagipsowany” tym szutrem. Wytrzepałem go o płot i w drogę.
Do Inowrclawia jechaliśmy terenami zabudowanymi, wszystko było w porządku. Póki prędkość nie przekraczała 80- 90 km/h , trajka szła jak trzeba. Radość skończyła się na autostradzie A1, gdzie okazało się, że nie da się przebić powyżej 100 km/h. Do tego pojawiła się dziura w obrotach.
Wracając do domu, byłem niemal pewien, co się stało upaliło sondę lambda. Raz już tak zrobiłem podczas driftowania kilka lat wcześniej, więc sprawa wydawała się jasna. Na szczęście udało się jakoś dojechać, chowając się między tirami.
Pierwsza diagnoza
Po przyjeździe kawa, bagaże z trajki do domu i od razu do diagnostyki. Zmostkowałem zielone kostki i już miga diagnoza potwierdzona: sonda lambda.
W poniedziałek poleciałem do hurtowni, dali mi nową sondę NTY. Niestety, radość trwała krótko po montażu nadal wyskakiwały błędy. Cały tydzień spędziłem na trzepaniu instalacji i kasowaniu błędów. Efekt? Raz działało, raz nie, a dziura w obrotach zamieniła się w brak wysokich obrotów.
Kupiłem więc używaną sondę Boscha do mojego EJ18 GC. Odbieram paczkę, montuję, i co? Silnik chodzi równiutko, błędów brak… ale dziura w obrotach wróciła. W międzyczasie kupiłem jeszcze jedną sondę od Nissana, bo podobno pasuje. Niestety to samo. Zero błędów, a trajka dalej nie chodziła jak trzeba.
Przepływomierz
W końcu natknąłem się na wzmiankę w internecie: „Jeśli uwali się przepływomierz, nie zawsze pokaże błąd. Po odłączeniu wtyczki obroty wracają”. Spróbowałem bingo. Winny był przepływomierz.
Problem w tym, że śruby trzymające czujnik stały się jednością z aluminiową obudową. Zamówiłem więc używkę. Po tygodniu dzwoni pani z informacją, że… sprzedali go komuś innemu. No to znowu pod górkę.
Zostałem ze starym przepływomierzem, więc poszły w ruch wiertła i piłki. Po męczarniach z trzema zapieczonymi śrubkami moim oczom ukazały się czujniki obrośnięte stalaktytami z silveradowskiego szutru. Z jednej strony wyglądały jak zabetonowane, z drugiej jak prosto z fabryki.
W ruch poszedł alkohol izopropylowy, trochę cierpliwości i pod lupą czujniki wyglądały jak nowe. Ale pojawił się nowy problem dwie „dziury” w obudowie przepływomierza. Wyglądało to ewidentnie na wiercenie, ale skoro wcześniej działało, to uznałem, że może i teraz pójdzie.
Złożyłem wszystko do kupy. Chwila prawdy: odpalam, trajka równo pyka, po chwili schodzi na 1000 obr./min, grzeje się, daję manetkę do oporu… a wskazówka obrotomierza płynie w górę! Razem z nią pojawił się banan na twarzy. Trajka ożyła, wróciła do życia, a radość była taka, jak przy pierwszej jeździe.
Rozdział II zagadka dziur
Na fali euforii postanowiłem sprawdzić, o co chodzi z tymi otworami w przepływomierzu. Bo przecież Japończycy tak krzywo by nie wiercili. Internet podpowiedział, że to nie żaden fabryczny patent, tylko modyfikacja stosowana w silnikach z turbiną miała dawać chwilowy przyrost mocy.
No i teraz pytanie: czy mój EJ18 miał kiedyś turbinę, czy ktoś wcześniej włożył przepływomierz od turbo? I to temat na następne przemyślenia.
Tak minęły wakacje na grzebaniu w serwisówkach Subaru i dochodzeniu do morału:
Nie zawsze to, że nie świeci się błąd, znaczy że wszystko jest sprawne.
Na koniec dziury w przepływomierzu zostały załatane, bo w wolnossącym silniku tylko zubażały mieszankę i mogły uszkodzić zawory ....
20250910_181831.jpg
20250910_181846.jpg
20250912_183653.jpg