Zlot w Ochli koło Zielonej Góry 9-11.09.200

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
andrew1985
Posty: 383
Rejestracja: 19 lut 2006, 19:01
Krótki opis: Programista
Lokalizacja: Grodzisk Wlkp.
Kontakt:

Zlot w Ochli koło Zielonej Góry 9-11.09.200

Post autor: andrew1985 »

Aby w pełni zrozumieć problem jak miałem na zlocie w Zielonej Górze musimy się cofnąć o tydzień wstecz, a mianowicie do niedzieli 4-go września!....w niedzielnie popołudnie, wspólnie z kumplem Cooprem, "urzędowaliśmy" trają po dożynkach. Odwiedziliśmy najpierw dożynki w Łagwach (koło Opalenicy) a następnie udaliśmy się na festyn do Nowego Tomyśla, po czym znów wróciliśmy do Łagiew na wiejskie dożynki. Na dożynkach poznałem gościa który robi aerografy, wiec się zgadaliśmy już ze coś mi wymaluje... Lecz wieczorem, kiedy to dołączył do naszej paczki kumpel Czejen, zdarzyła się awaria....a dokładniej kazałem Czejenowi zrobić stójkę traja i w tym momencie ścięły się śruby na jednym przegubie, więc traje zostawiłem od razu u gości który malował mi aerograf na baku. I tak przez cały tydzień kumpel malował mi aerograf a ja w jeden dzień wymieniłem przeguby i kielichy na nowe (niestety "prywaciarskie")..... 10 września, w sobotę, po 6 rano udałem się po Traje która jeszcze miała polerowany zbiornik....ja w czasie kiedy kumpel od aerografu pieścił bak, zajmowałem się innymi drobiazgami. Trają ruszyłem do domu, ale jeszcze po drodze zdarzyła mi się nie miłą niespodzianka, a mianowicie pękło mi kółko alternatora, więc musiałem je wymienić szybko na inne..Co buło przyczyną sporych opóźnień w wyjeździe na zlot, ale około godziny 10:40 ruszyłem na pełnej "wiksie" do Zielonej...

Po zatankowaniu paliwa, ruszyłem pełną parą do Zielonej po to aby zdążyć na paradę przez miasto która miała się odbyć o godzinie 12. W zielonej byłem 10 min przed 12 ale musiałem się szybko przebić przez miasto i dojechać do Ohli.. Akurat tak mi się udało, ze zdążyłem idealnie na paradę ulicami Zielonej Góry. Po dojechaniu pod Auchon, gdzie odbywały się liczne konkursy i różne atrakcje, zaparkowałem traje i podziwiałem inne maszyny.....Zgłosiłem się do konkursu trajek, gdzie moim rywalem był Michał Anioł z Nowego Tomyśla z którym niestety przegrałem ponieważ potrąciłem dwa pachołki....Kiedy zjeżdżałem z "pola bitwy" zrobiłem stókę i niestety strzelił mi przegub....uuuu... pomyślałem... ale na szczęście jeden z organizatorów miał jeden przegub w domu, więc z Aniołem pojechali na miasto po niego. Ja w tym czasie wykręciłem stary przegub i czekałem....po dostarczeniu przegubu, szybko go przykręciłem i się umyłem od smaru. W momencie kiedy odjeżdżałem z jednym chłopakiem który mi pomagał w naprawie, po przejechaniu 100 metrów, strzelił mi kielich. Teraz już był większy problem ponieważ nie miałem z kim się wybrać na miasto bo zostałem sam. Ale coś trzaba było wymyślić, więc poprosiłem dwóch motorowerzystów aby mnie podwieźli do jakiegoś mechanika... Po objechaniu chyba 5 możliwych miejsc, gdzie mogłem załatwić kielich, wróciliśmy z pustymi rękoma....ale na szczęście chłopak który pilnował mi Traji, "naświetlił" problem jednemu kolesiowi który akurat oglądał sobie trajie. Kiedy wróciłem, ów gościu stwierdził ze ma kielich w warsztacie, więc długo sie nie zastanawiałem i pojechaliśmy po niego taksówką. Wróciłem TAXI i szybo wymieniłem kielich, odwiozłem chłopaka który mi pomagał do domu (do miejscowości Przylep) i ruszyłem do Ochli na zlot. Przywitany winem i winogronem, "wbiłem się" na imprezę próbując odnaleźć namiot mojego taty który rozbił się dzień wcześniej, ale w sobotę pojechał do Poznania na orszak weselny motocyklami i miał wrócić dopiero wieczorem....Jak to na zlocie chłopaki z mojego miasta, zaprosili mnie do siebie, u nich zostawiłem swój sprzęt, i wspólnie się delektowaliśmyy smakiem piwa i siarkofrutu (tanie dobre wina).....Około 20 na zlot dołączyli moi rodzice wraz z ich kolegą. Jak to na zlocie, piwo się lało, kapela grała, pogaduchy z innymi motocyklistami, striptiz a po nim poszedłem spać. Z racji tego ze nie chciało mi się iść do namiotu przespałem się pod ogniskiem na niebyt wygodnych paletach drewnianych... w niedziele obudził mnie jakiś koleś, częstując browarem na dzień dobry. Później udałem się do namiotu rodziców, umyłem się... trochę jeszcze pochodziliśmy i około godziny 11 razem z dwoma kumplami z mojego miasta ruszyłem do domu. Ale jeszcze w Zielonej Górze, wyjechały mi się frezy w kielichu. Jednego kumpla wysłałem na zlot do moich rodziców którzy mieli dwa zapasowe kielichy a ja poszedłem do gdzieś załatwić narzędzi, więc udałem się do wulkanizatora który miał warsztat połączony razem z domem. Narzędzia pożyczyłem , wykręciłem kielich i czekałem za nowym. Kielichy dojechały, wymieniłem na nowy, kumple ruszyli trochę wcześniej, ja poszedłem się umyć. Ruszyłem dojechałem na stacje benzynową zatankowałem, i po przejechaniu jakiś 600m metrów po wymianie kielicha, znowu to samo, wyjechały się frezy na kielichu....cóż maiłem jeszcze jeden, ale co z tego skoro widziałem ze przejadę kawałek i będzie to samo...nic, wymieniłem i po niecałym kilometrze to samo i to akurat na samym wylocie na drogę ekspresową. Stanąłem traja na poboczu i zrezygnowany, nie wiedziałem co dalej....byłem sam, telefon mi się rozładował, jakieś 3 km do najbliższych zabudowań a przecież trajki tak zostawić nie mogłem. Motocykliści którzy wracali ze zlotu zatrzymywali się ale cóż mogli mi pomóc.....pożyczyli tylko telefon. Więc zadzwoniłem do swojej "byłej" aby przyjechała mnie zaholować jej siostra. Ale niestety nie zastałem jej w domu ponieważ akurat była w kościele. Więc zatrzymywałem się kogo się dało aby ktoś mnie zaholował. W końcu jeden Pan jadący UNO zlitował się nade mną i mnie zaholował do Sulechowa, gdzie czekałem na Boskie zmiłowanie na stacji benzynowej. Akurat jednej ekipie motocyklowej zdarzyła się awaria, a bliżej mówiąc przetarli oponę i również czekali za stacji za nową oponą. Więc już miałem trochę raźniej. Następnie pożyczyłem od nich telefon i jeszcze raz zadzwoniłem do swojej ex i powiedziałem ze ma załatwić jakiś hol, ale nic nie obiecywała bo jej siostry nie było w domu. W tym czasie nie próżnowałem i starałem się coś załatwić, widziałem ze na stacje podjechał jakiś samochód na poznańskich rejestracjach więc wielce prawdopodobne było ze jedzie w moim kierunku, ale niestety nie miał czasu....podjechało jeszcze jedno auto na nowotomyskich blachach, okazało sie ze to kumple Michała Anioła którzy byli tez na zlocie. Zgodzili się mnie zaholować ale nie byli jeszcze pewni czy będzie to możliwe ponieważ ich koledze też wysiadła maszyna na trasie, i musieli jechać ją zaholować. Ale była nadzieja więc czekałem. W momencie kiedy kumple z Tomyśla oznajmili mi ze jednak muszą jechać zaholować swego kolegę podjechała siostra z ojcem mojej ex i mnie zaholowali do ich domu gdzie spędziłem resztę dnia. Po południu zadzwoniłem do swojego kumpla Kmiety, akurat miał nawigacje w aucie i nie miał problemu z trafieniem do Kolesina koło Babimostu. Zaczepiliśmy Traje pod Transportera, pożegnałem się i podziękowałem swojej ex, i ruszyliśmy do domu! Mieliśmy ponad 50km do przejechania, Kmieta się tak rozbujał ze w pewnych momentach holował mnie z prędkością 100km/h. Po drodze w Wolsztynie zerwała nam się linka... ale do domu dojechaliśmy cało i szczęśliwie grubo po 23.

I ta oto przygoda zmusiła mnie do podjęcia, rozwiązania problemu z przegubami. Więc następna zima przeznaczona jest na przeróbkę przegubów. Już mam wszystko przemyślane i zakładam przeguby od Cinquecento. Pozostaje jeszcze wykonanie przeróbki i raczej po jej wykonaniu problem taki już mnie nie spotka....Gdybym się nie nauczył robić stójki w Krotoszynie to raczej tego problemu bym nie miał......
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość